Nora w pałacu

         Pisałam niedawno o księżniczkach, że tylko bohaterki bajek są szczęśliwe, a jako przykład podałam matkę naszej królowej Bony, opisałam pokrótce losy Izabelli Aragońskiej.

Tym razem pragnę przytoczyć opis pałacu królewskiego w Madrycie, który także w powszechnej wyobraźni jawi się jako zaczarowane miejsce, gdzie w ciągu wieków tak bardzo pragnęli się dostać liczni malarze z Velasquezem na czele, i zapewne inni ludzie różnych zawodów, spragnieni otarcia się bodaj o wysoko urodzonych i o luksusy otaczające monarchę.

Tymczasem poniższy opis, pióra jednego z mieszkańców tego pałacu, infanta Alfonsa Bourbona, [syna Alfonsa XIII, króla Hiszpanii w latach 1902-1931], rozprawia się z naszą wyobraźnią podobnie jak prawdziwe biografie księżniczek; ukazuje ciemne strony rezydencji najpotężniejszych monarchów w historii Europy.

         Autor tego opisu, infant Alfons, przyszedł na świat z groźną chorobą naczyń krwionośnych, hemofilią. Ponieważ przy najmniejszym nawet skaleczeniu groziło mu śmiertelne wykrwawienie, stale towarzyszył mu lekarz. I właśnie medyk osobisty infanta, Castiglioni, nalegał, aby chory opuścił pałac madrycki i przeniósł się na wieś. Pacjent usłuchał. I tak oto przedstawia opuszczoną chwilowo siedzibę królewską:

          W końcu wyprowadziłem się do naszego majątku położonego z dala od Madrytu, w pobliżu Segowii.Towarzyszyli mi Castiglioni i jego żona. Kiedy tam dotarłem, odetchnąłem z ulgą.

Jakież idiotyczne wyobrażenie macie o królewskich pałacach wy wszyscy, normalni ludzie… Gdyby ktokolwiek mógł zobaczyć wnętrza w jakich żył mój ojciec w Madrycie, musiałby sobie zadać pytanie:   I to mają być królewskie komnaty?

         Nasza rodzina zajmowała pomieszczenia położone w południowo-wschodnim skrzydle pałacu – z oknami na Plaza de Oriente. Była to jedynie niewielka część ogromnego gmachu. Większość pozostałych pomieszczeń pozostawała niezamieszkana i nawet latem tak zimna, że ciągle w nich się marzło.

         Ojciec mieszkał w czterech pokojach, które były tak niskie, że człowiek słusznego wzrostu mógł się obawiać, iż uderzy głową w sufit. Wiecznie panował w nich półmrok, zimą zaś kominki nigdy nie dawały wystarczająco ciepła […]

         Ojciec najczęściej przebywał w swoim gabinecie. Znajdował się tam tylko stół, zawsze pokryty papierami i gazetami, czerwony skórzany fotel i sekretarzyk, na którym stało kilka książek, księgi handlowe, Who is who i kompendium szlacheckich rodów Europy. Na sekretarzyku znajdowało się też wielkie pudło z papierosami, które ojciec palił bez przerwy. Gdy przyjmował gości, żadna wizyta nie trwała dłużej niż wypalenie jednego papierosa.

          Poza tym w gabinecie wisiało tylko jedno zdjęcie mojej matki z nami, dziećmi, zdjęcie mojej babki Marii Krystyny i mojej angielskiej babki Beatrycze [to właśnie ta wnuczka królowej Wiktorii była nosicielką hemofilii, groźnej tylko dla chłopców].

         Jeszcze zimniejszy i mniej przytulny był salon, niewielkie pomieszczenie zalatujące kurzem i pleśnią, które między sobą nazywaliśmy norą. Zasłony były szare. Wysoka niewygodna kanapa miała czerwone, wypłowiałe obicie. Na chybotliwym stole leżały gazety, które ojciec czytywał. Na ścianie wisiała kolekcja lasek i trofeów myśliwskich, a na krześle przy oknie zawsze leżał stary filcowy kapelusz, który ojciec często nosił.

         Łazienka i sypialnia były jeszcze brzydsze, urządzone bez gustu, pozbawione światła i słońca…

         Łóżko [ojciec] miał mosiężne, jakby kupił je na jakiejś aukcji. Obite różowym adamaszkiem ściany wiecznie wyglądały na zakurzone i mocno wypłowiałe. Marmurowa umywalka była niewielka i mało praktyczna. Nad łóżkiem wisiał krucyfiks i hiszpańskie flagi.

         Tak właśnie wyglądał ów przepych, o którym marzycie.[…]

         W roku 1928 skończyłem dwadzieścia jeden lat […] i jako następca tronu, musiałem wrócić do Madrytu i pełnić honory sukcesora.[…] miałem wrażenie, jakbym ze słonecznego  blasku musiał wrócić do cienia.[…]

         Dostałem własne mieszkanie w północno-zachodnim skrzydle pałacu, jak wszyscy następcy tronu od wielu pokoleń. Na to mieszkanie i służbę otrzymywałem dziesięć tysięcy funtów rocznie. Moje pokoje nie były ani ładniejsze, ani bardziej przytulne niż w części zamieszkanej przez resztę rodziny […]

Nie twierdzę, że wszystkie pałace europejskie wyglądają podobnie ponuro, wiadomo, że są też zadbane, luksusowo i gustownie wyposażone, (można je podziwiać w audycjach nadawanych na TV Historia w cyklu „Historia w postaciach zapisana”) słowem takie, które odpowiadają powszechnej wyobraźni, ale madrycki z pewnością do nich nie należy.

— *** —

            [Opracowane na podstawie: Jürgen Thorwald – „Krew królów.   Dramatyczne dzieje hemofilii w europejskich rodach książęcych.”  Przekład Krzysztof Jachimczak, Marginesy 2022]