Z rozmów Anny ze zmarłymi c.d.
13-16 września 1987 r. Mówi niewidomy:
Śmierć jest najważniejszym momentem życia. Może to brzmi dziwnie, ale dla nas jest narodzinami do życia w wieczności, w które wchodzimy w pełni naszej – różnej dla każdego – możliwości rozumienia. […]
Jedno jest pewne: każdy kto umiera wie, że to jest śmierć, chociażby był w oczach ludzi nieprzytomny.[…]
Kiedy zrozumiałem, że umieram, a może, że umarłem – zobaczyłem Jezusa, Pana naszego. Zrozumcie! Ja, niewidomy, ZOBACZYŁEM Pana wyciągającego do mnie ręce, uśmiechającego się cudownym uśmiechem, wzruszonego i szczęśliwego na mój widok! Usłyszałem: mroki przeminęły na zawsze. Mój synu, oczekiwałem cię z tęsknotą. A ty, czy chcesz być ze Mną?
Czy chcę? Pan nasz, Jezus Chrystus jest samym światłem! Samą miłością! Zachwytem! Olśnieniem! Brak tu słów. Czy chcę? On na mnie czekał! Na mnie! On – sama czystość! Słońce wieczności! Matka i ojciec! Brat i przyjaciel! – WSZYSTKO![…]
A ja…? I tu widzi się nagle siebie takiego, jakim się jest: niegodnym, brudnym, małym i lichym, niewdzięcznym, bezrozumnie marnotrawiącym Jego nieustanną miłość, narzekającym, niezadowolonym, pełnym pretensji i żalów. […] W oczach Pana jest zrozumienie, współczucie i usprawiedliwienie. On nas tłumaczy: „nie chciałeś tego” „nie rozumiałeś” „nie wiedziałeś, jak bardzo jesteś kochany” „cierpiałeś”, „było ci trudno i ciężko” „byłeś sam” „krzywdzono cię” […]
Straszny jest prawdziwy obraz naszych zmarnowanych możliwości, naszej nędzy i głupoty. […] nie spełnienie swojego zadania, które Pan sam dla nas wybrał, jako najbardziej nam odpowiadające, bo odpowiednio do niego nas uposażył, tak że odrzucając je, marnujemy największe nasze talenty i możliwości i zakopujemy je, a dobro, które mogliśmy dać światu – które ON przeznaczył światu przez nasze ręce – pozostaje niewykorzystane. Świat zaś cierpi i umiera z braku pożywienia dla dusz. […]