W poszukiwaniu Laury

                                          W poszukiwaniu Laury

            Co to za dziwna rasa, ci historycy! Ma taki przed sobą jakiś cudowny obraz, np. „Wiosnę” Botticellego, i zamiast zatopić się w kontemplacji, zaczyna kombinować: a kto to tak naprawdę namalował? A czy podpis na tabliczce jest prawdziwy? A  czy to autor nadał taki tytuł? – i tak bez końca.

            Nic nie lepiej, gdy czyta poezję. Bierze do ręki tomik z sonetami Petrarki „Do Laury” i zamiast zatopić się w atmosferze miłosnych strof sprzed wieków, zaczyna wątpić, czy opiewana przez poetę ukochana w ogóle istniała? I znowu stawia mnóstwo zbędnych pytań, by zaspokoić swoją ciekawość. W dodatku nazywa to poszukiwaniem prawdy i tę swoją prawdę stawia ponad piękno poetyckich westchnień. Doprawdy historyk to dziwna odmiana człowieka.

            Szczerze mówiąc i ja należę do tych odmieńców, ale tylko w części swojej istoty. Jest bowiem we mnie w środku takie coś, co zmusza do stawiania pytań, więc owszem, drążę temat, nawet – przyznaję – stojąc przed pięknym obrazem, ale jest też inne coś, co sprawia, że potrafię wpaść w zachwyt i odfrunąć razem z malarzem czy poetą w wyższe regiony ducha.

            Co powiedziawszy, dziś, 6 kwietnia 2022 roku, w pewną szczególną rocznicę, zaczynam tropić Laurę, miłość Francesca Petrarki (1304-1374), która przyniosła jego sonetom nieśmiertelność.

            Czas  akcji – pierwsza połowa wieku XIV. Dzień – 6 kwietnia 1327 roku; wtedy Wielki Piątek.

            To na ten dzień, kiedy słońce pobladło
            Od płaczu stworzeń nad cierpieniem Pana
            Niewola oczu twych niespodziewana
            Jak pętla na mnie bez ostrzeżeń spadła    (Sonet III)

            – tak opisał to Francesco Petrarca wierszem. A tak prozą:

            Laura, własnymi cnoty sławna, a w moich rymach wielekroć opiewana, ukazała mi się po raz pierwszy, w pierwszych dniach mojej młodości, Roku Pańskiego 1327, szóstego dnia miesiąca kwietnia, w kościele Św. Klary w Avignonie  godziną ranną […]

            Kościół ten od dawna nie istnieje, jedynie na tablicy wmurowanej w ścianę kamieniczki postawionej na tym miejscu, można przeczytać:

TU PETRARCA UJRZAŁ LAURĘ PO RAZ PIERWSZY 6 IV 1327.

To było jak grom z jasnego nieba. Nieznaną, piękną i młodą kobietę pokochał od pierwszego wejrzenia i z każdym rokiem ta miłość potężniała, stając się źródłem poetyckiego natchnienia. Po latach pisał:

               Rok jedenasty upływa, od kiedy
               wpadłem w surowe i ciężkie okowy
               którymi Amor najsłabszych poniża […] (sonet LXII)

I  bez końca opisywał urok tej, której 

                złote włosy wiatr czule zawijał
                w tysiące loków, a cudowne lśnienie
                biło z jej oczu  (sonet XC)

Wydaje się, że tak pamiętana i opisywana kobieta nie może być iluzją, owocem imaginacji, a jednak już współcześni Poety, a w ślad za nimi badacze jego twórczości, historycy literatury, podważali istnienie żywej Laury.

„Czy Laura to wielka pasja człowieka, czy tylko pretekst literacki, znak konwencjonalny z rzędu tych, którymi tak chętnie posługiwała się poetyka ówczesna?” – pytali jedni, podczas gdy inni zabrali się do szukania tej jednej jedynej Laury spośród wielu innych w Avignonie, bo może jednak Poeta dobrze wiedział, kogo kocha?

Zaczerpnęli dane z późnych notatek samego Petrarki o nagłej śmierci ukochanej i poszli tym tropem: […] w tym samym mieście, w miesiącu kwietniu, dnia 6-go o tej samej godzinie rannej, ale w roku 1348, zgasło to czyste światło, gdy ja, niestety, nic nie wiedząc o swoim nieszczęściu, bawiłem przypadkiem w Weronie. Bolesna nowina dosięgła mnie za sprawą mojego drogiego Ludwika w Parmie, tego samego roku w miesiącu maju, dnia 6-go z rana. To ciało tak czyste i tak piękne zostało pogrzebane w kościele Braci Mniejszych w dniu zgonu pod wieczór – zapisał.

Rok 1348, to czas pierwszej fali tragicznej zarazy w Europie – mors nigra, czarnej śmierci, śmiercionośnej dżumy, która przypłynęła wtedy na zaszczurzonych statkach z Chin. W samym Avignonie zabiła w ciągu kilku miesięcy sto dwadzieścia tysięcy osób. Ponieważ od samego Petrarki wiadomo, że właśnie wtedy śmierć porwała i jego Laurę, badacze szukali jej więc wśród zmarłych na zarazę. I w archiwaliach miejskich natrafili na Laurę de Noves, właśnie ofiarę zarazy. Kiedy okazało się, że pochowano ją w przyklasztornym kościele Braci Mniejszych, uznano za poszukiwaną Laurę.

  Szukano zatem jej grobu. Okazało się jednak, że kościół i klasztor franciszkanów dawno nie istnieją. Ślad się urwał, choć udało się zebrać sporo danych na temat nowo odkrytej Laury.

Laura de Noves urodziła się około roku 1308, jako córka zamożnego Rzymianina, posiadacza rozległych dóbr w okolicy Avignonu. Kiedy miała 17 lat została wydana za Hugona de Sades, miejscowego patrycjusza. Była matką jedenaściorga dzieci, a kiedy owdowiała, wyszła ponownie za mąż, ale zaraz potem zmarła na zarazę.

Jak wiadomo, w tym czasie papież miał swoją siedzibę w Avignonie, a owa mona Laura miała zaszczyt być jedną z dam papieskiego dworu.          

Jeśli to ta złotowłosa Laura, której szukano, to kiedy ją Poeta ujrzał po raz pierwszy, miała by około dziewiętnastu lat (on – 23), i już zapewne byłaby matką, kobietą niedostępną dla Petrarki. Myślę więc, że pani de Sades, z latami dostojna matrona, prawdopodobnie mocno roztyta po jedenastu, czy więcej, ciążach, to nie jest muza Poety, o której nieskazitelnej urodzie pisał, że złożono do grobu to ciało tak czyste i tak piękne.

Wiedzielibyśmy cokolwiek więcej, gdyby się zachował portret Laury, jaki wykonał znajomy Petrarki, znakomity malarz Simone Martini, który wtedy przebywał w Avignonie i dekorował Pałac Papieski. No, ale ten portret nie istnieje.  

Chyba nigdy się nie dowiemy, kim naprawdę była ukochana Petrarki, jakie nosiła nazwisko, ale – szczerze mówiąc – wcale mi to nie przeszkadza. Uważam, że istniała realnie. Że pulsujące życiem sonety są na to wystarczającym dowodem. Najlepsze pióro nie opisze postaci zmyślonej tak, jak Petrarka opisał ją:

           W tym, jak chodziła i w gestach i w ruchach
           w brzmieniu jej głosu i w tym, co mówiła […] (sonet XC)

            Czasem też jakiś wers w sonecie zdradza realność tej miłości, jak np., kiedy Petrarka pisze, że – jak wszyscy zakochani – nieustannie wypatruje wśród innych tej jednej jedynej:

        […] upartym   spojrzeniem
             próbuję dojrzeć u kogoś innego
             rysy, co tylko należą do ciebie.

Tak pisze człowiek, którego naprawdę czyjeś piękne oczy spętały i dla którego inne kobiety nie istnieją wcale.

 [Opracowane na podstawie: Jan Parandowski, Petrarka,  Czytelnik 1975 Tenże, Alchemia słowa, Czytelnik 1986 Wilhelm Mach „Nowiny Literackie” 1 VIII 1948]

Tłumaczenie wszystkich cytowanych sonetów: „Najpiękniejsze sonety Petrarki na 700. urodziny poety w nowych przekładach Jarosława Mikołajewskiego.” (Gazeta Wyborcza, 17 lipca 2004)]