Poza tą nieszczęsną fotografią „Piety”Michała Anioła, nigdy w życiu nic nie wyniosłam z żadnego hotelu czy z samolotu, jak inni, na pamiątkę. Ale byłam raz świadkiem emocjonującej kradzieży książki.
Historia ta zdarzyła się w obszernej księgarni znajdującej się w Rzymie w przecznicy via del Corso, vis à vis domu handlowego Rinascente. Zachodziłam tam często, bo mieli wielki wybór albumów i książek z historii sztuki. Kupowałam świetne zeszyty z serii Dossier del Arte, tańsze znacznie od książek, a zawierające solidne opracowania biografii i opusu poszczególnych malarzy.
Któregoś dnia jakiś klient potężnej postury wziął wybraną książkę, minął kasę, wypadł szybko ze sklepu i pognał w stronę del Corso. Kasjer opuścił kasę i natychmiast pobiegł za nim. Był od złodzieja niższy i drobniejszy, ale szybki i dopadł go; złapał mężczyznę za rękaw marynarki. Tymczasem złodziej, ciągle szybko biegnąc, wysunął ramię z przychwyconego rękawa, przełożył książkę do uwolnionej ręki i oswobodził z rękawa marynarki także drugie ramię i biegł dalej, Stracił wprawdzie marynarkę, ale ocalił książkę, którą widocznie cenił wyżej.
Zdezorientowany kasjer przystanął na rogu ulicy z marynarką w rękach, a złodziej w jasnej koszuli, pognał w stronę Piazza del Popolo. Było ciepło, to był wrzesień.
Mam w oczach tę zdobytą przez kasjera marynarkę: z dobrego materiału w ciemnozieloną pepitkę, wcale nie zniszczona. Złodziej nie wyglądał na biedaka. I widocznie miał takich marynarek więcej, skoro ją bez wahania poświęcił. A z pewnością kosztowała dużo drożej od książki. Najwyraźniej to nie był złodziej, to był prawdziwy miłośnik literatury! Albo kleptoman, bo i to możliwe.
Intrygowało mnie, czy w kieszeniach, a zwłaszcza w wewnętrznej kieszeni marynarki, gdzie panowie chowają rozmaite cenności, kasjer nie znalazł nic, co mogłoby mu dopomóc w identyfikacji mężczyzny? Ale nie śmiałam o to zapytać…