Z życia wzięte / Wspomnienia
Mama mi kiedyś opowiedziała o poważnej wymianie zdań z moim braciszkiem, kiedy mnie jeszcze nie było na świecie. Z powodu wybuchu nagłej miłości do „motosikla”, podjął ważną życiową decyzję. Miał wtedy jakieś 3-4 latka, kiedy oznajmił Mamie:
– Już wiem, kiedy będę duży, to się nie ożenię, a kupię sobie ”motosikl”.
Mama bardzo poważnie potraktowała tę sprawę i zaczęła go przekonywać, żeby się jeszcze zastanowił, bo żona to wielki przyjaciel, będzie się nim opiekować w chorobie, przygotuje coś dobrego do jedzenia… Mariuszek słuchał uważnie tych wszystkich argumentów na rzecz małżeństwa, po czym wyciągnął swój:
– No tak – powiedział – ale na motosiklu będę mógł jeździć, a na żonie – nie.
No cóż, argument nie do podważenia. Przynajmniej wtedy, bo nieco później życie pokazało, że zrezygnował z motocykla na rzecz koni, ale od ponad pięćdziesięciu lat bywa, że „jeździ” też na żonie…
(Tylko mu nie mówcie, że to napisałam!)