Dnia 21 stycznia 1793 roku o godz. 9-ej rano pojawił się komendant Gwardii Narodowej, Antoine Santerre i wypowiedział historyczne słowa:
– Monsieur, już czas.
Na co król odpowiedział:
– Mam jeszcze coś do zrobienia, niech pan poczeka za drzwiami. Za chwilę będę do pańskiej dyspozycji.
Komendant posłusznie wyszedł, a król na kolanach poprosił księdza o ostatnie błogosławieństwo. Następnie wstał, wziął kapelusz i wyszedł do czekających nań gwardzistów.
Przeszli na drugi dziedziniec Temple, gdzie czekał już powóz. Król wsiadł razem ze spowiednikiem, oficerem Gwardii i żandarmem. Podczas długiej drogi spokojnie czytał psalmy z brewiarza księdza. Wreszcie dojechali na Plac Ludwika XV, wtedy już przemianowany na Plac Rewolucji, a obecnie Place de la Concorde.
Tu czekał pomost z gilotyną. Król wszedł, sam zdjął wierzchnie ubranie. Kiedy chcieli mu podciąć z tyłu włosy i związać ręce, szarpnął się oburzony i nie pozwolił. Ale ksiądz szepnął mu słowa, że to kolejna zniewaga, analogiczna do tej, jaką uczyniono Jezusowi przed męką, więc… I wtedy Ludwik ustąpił.
„Związano mu ręce na plecach – pisze von Schönburg – a gawiedź, widząc to, umilkła. Zaległa upiorna cisza. Król zwrócił się twarzą do tłumu i zawołał donośnym głosem: – Wybaczam sprawcom mej śmierci i proszę Boga, by krew rozlana przez nich nie spadła nigdy na Francję… – dalsze słowa zagłuszyło umyślne bicie w werble. […]
Pomocnik kata zwolnił ostrze gilotyny, które opadło z hukiem, kat przechylił deskę, głowa Ludwika XVI potoczyła się do wiklinowego kosza.”
Gawiedź triumfalnie wyła. Był dzień 21 stycznia 1793 roku, godzina 10.22.
W akcie zgonu wypełniono odpowiednie rubryki:
Nazwisko: Louis Capet
Zawód: Ostatni król Francuzów
Wiek: Lat 39
Główny fragment protokołu pogrzebu podpisanego przez kilku urzędników i księży brzmiał następująco:
Pochowaliśmy Ludwika Capeta, który, jak stwierdziliśmy, miał wszystkie członki w całości, ale głowa była oddzielona od tułowia. Zauważyliśmy, że włosy z tyłu głowy były podstrzyżone i że trup był bez żabotu, fraka i trzewików […] ubrany w koszulę, pikowany kaftan jako kamizelkę, spodnie z szarego sukna i parę pończoch z szarego jedwabiu […]
Nieszczęsna Maria Antonina, gruźliczka, w dodatku osłabiona krwotokami z powodu raka macicy, na swoją śmierć czekała już w innym więzieniu i to aż do jesieni. Została zgilotynowana jako wdowa, Maria Capet z numerem 200 w kolejności zabijanych, dnia 16 października tegoż roku i w tym samym miejscu, co mąż. Miała 38 lat. Jednym z zarzutów było rzekome molestowanie synka, które to fałszywe zeznanie wymuszono na małym Ludwiku Karolu torturami.
Jeszcze dłużej musiała czekać w więzieniu na swoją śmierć inna „obywatelka” królewskiego rodu, niegdyś Madame Elżbieta, siostra króla. Zginęła pół roku po szwagierce, 10 maja 1794.
Natomiast oprawcy nie bardzo wiedzieli, co zrobić z królewskim synem. Podobno Robespierre powiedział „Nie zabijać. Nie truć. Jednak pozbyć się go.” Mały Ludwik Karol, dotąd Delfin, z chwilą śmierci ojca, został Ludwikiem XVII, królem Francji z racji dziedziczenia, nawet bez koronacji. Był więc niebezpieczny.
Oddzielono go od siostry i oddano, ciągle w więzieniu w Temple, pod opiekę zapijaczonego szewca Simona, by wychował chłopca na porządnego jakobina i nauczył zawodu. Szewc nie dość, że był pijakiem, okazał się okrutnikiem, sadystą, wręcz zwyrodnialcem. Nienawidził swego podopiecznego, bił go, łamał mu kości, katował, ranił butem nabitym gwoździami, znęcał się nad nim psychicznie. Jakby tego było mu mało, wlewał w chłopca przemocą litry wina, każąc po pijanemu powtarzać głośno hasła rewolucji, obrzucać oszczerstwami swoją rodzinę, ordynarnie przeklinać i podpisywać fałszywe zeznania. Jednak po roku obywatel Simon – dzielny rewolucjonista, naraził się czymś kolegom i zginął na szafocie.
c.d.n.