Susana Osorio – Mrożek, „Przylepka i Potwór”, Wyd. Literackie 2021
W tych dniach pojawiła się z księgarniach książka napisana przez wdowę po Sławomirze Mrożku, w której Autorka zawarła historię ich znajomości i małżeństwa, opowiadając ją od siebie, jak również cytując ogromną obustronną korespondencję (prowadzoną w języku angielskim), a także opatrując ją fotografiami i zabawnymi rysuneczkami męża. Kogo interesuje postać i twórczość Mrożka, z pewnością przeczyta te 500 stron z wielkim zainteresowaniem.
Nie czytałam jego Dziennika, więc zaskoczeniem dla mnie było to, że ten człowiek aż tak się nieustannie szarpał wewnętrznie, że nie mógł sobie znaleźć miejsca na ziemi i że tak dla siebie, jak dla bliskich był – delikatnie mówiąc – dosyć trudnym typem. Myślę, że egocentryzm i nastroje męki pisarskiej wynagradzał żonie czułością i wielkim przywiązaniem, a miał szczęście, że trafił na kobietę bardzo dzielną, zaradną, inteligentną, wykształconą, tolerancyjną, pracowitą i ofiarną. I najważniejsze – kochającą swego Potwora, jak sam siebie ochrzcił. Nie ulega wątpliwości, że dwa razy ocaliła mu życie, dosłownie: raz gdy w Meksyku pękł mu tętniak aorty i wbrew jego protestom natychmiast zawiozła męża do szpitala, i drugi raz, gdy zrobiła to samo w Krakowie, nie wiedząc jeszcze, że nadchodzi wylew. A potem dopomogła w rehabilitacji i chory nie tylko zaczął znowu mówić, lecz mógł pisać, jak przed wylewem.
Poznali się w 1979 r. przy okazji wystawiania jego sztuki w Meksyku; pani Osorio, związana z teatrem, była tłumaczką znakomitego gościa. Ona była rozwódką, on – wdowcem. Pobrali się wiele lat później, bo w 1987. Przeżyli wspólnie 26 lat, Mrożek zmarł w 2013 r. w Nicei, a Susana mieszka obecnie w Barcelonie.
Wybrałam tutaj kilka, jak mi się zdaje, charakterystycznych fragmentów z ich korespondencji.
8 XII 1981 – dwa lata po poznaniu Susany w Meksyku
Chciałbym dowiedzieć się czegoś więcej o Tobie. Ja naprawdę nie lubię gadać zbyt wiele na swój temat, w każdym razie nie w sposób, jaki muszę to robić teraz; opowiadam Ci tyle […] o sobie tylko dlatego, że jestem Ci winien wytłumaczenie swojego długiego milczenia. Podczas gdy ja skwapliwie zajmowałem się tu głupim sobą, Ty żyłaś własnym życiem, mam nadzieję, że nie równi marnotrawnym jak moje. Jak tam Twój flet? Porzuciłaś go czy nadal próbujesz grać? Miałaś jakieś dobre myśli, przeżycia, olśnienia? Czy życie jest dla Ciebie wąskie i płytkie, czy szerokie i pełne przestrzeni, w której można oddychać? […] Czy jest to życie jakiego pragniesz, czy zwykła wegetacja? Czy są w nim zwierzęta duże i o lśniącej sierści, na przykład lwy i tygrysy, czy po prostu insekty? Czy wieją wiatry i faluje morze, czy wszystko jest raczej mgliste? […] A jak wyglądają Twoje okręty? Jakkolwiek by się sprawy miały – daj mi znać.
25 kwietnia 1983 – list Susany
Mocno się wzruszyłam, słysząc Cię. Jesteś mi teraz o wiele bliższy niż rodzina. Jesteś bardzo obecny i czuję się nieswojo, gdy uświadamiam sobie, jak ogromna dzieli nas odległość. [Meksyk – Paryż] leżeć obok Ciebie, patrzeć w to samo okno wydaje mi się możliwe i nieosiągalne zarazem. Bardzo za Tobą tęsknię i staram się usilnie Ne oceniać naszej sytuacji jako tragicznej.
11 października 1983
No tak, a wracając do mojego głupiego „ja”, czuję, że powinienem coś zrobić, Nie wiem jednak co, a kiedy już wydaje mi się, że wiem, to nie wiem jak. Zamiast wiec robić cokolwiek, chodzę przygnieciony zmęczeniem oraz prozą życia. Czekam na jakąś zmianę w swojej chemii. Myśląc na trzeźwo, wiem, że powinienem mieć do siebie więcej cierpliwości, że umysł i ciało stawiają własne warunki, a próba pogwałcenia ich praw nie przyniesie spodziewanych rezultatów, tylko wszystko pogorszy.
18 października 1983
Sprawy i obowiązki są niczym psy, które ścigają mnie na jakimś wielkim polu. Biegnę w stronę horyzontu, uciekam przed nimi i wyszarpuję z ich kłów to jedną, to drugą nogę. A horyzont zawsze pozostaje w tej samej odległości.
11 maja 1984
Tęsknię za Tobą na wiele sposobów, które można by określić wspólną nazwą „Ty”. W moim życiu i we mnie otwiera się jakaś wielka czarna dziura, a Twoja obecność sprawia, że jest ona mniej dziurą i mniej czarną, i że łatwiej mi ją dźwigać (o ile dziurę w ogóle można dźwigać[…];
1 czerwca 1984
Zawsze się boję, że piszę za dużo o sobie, i mogę mieć tylko nadzieję, że jeżeli tak jest, to piszę jednak o czymś więcej niż tylko o tym podejrzanym sukinsynu, swoim ego.
12 czerwca 1984
[…] jaką muzykę powinienem wykorzystać w swoim przedstawieniu? Nie mam zielonego pojęcia, jakaś muzyka jednak jest potrzebna. Czuję się z tym jak głupi i w ogóle wydaje mi się, że jestem głupi w wielu innych sprawach. Wszyscy dookoła jednak patrzą na mnie tak, jak gdybym był mądry, muszę zatem ukrywać swoja głupotę.
14 stycznia 1985
Teraz mam z tym wielki problem [ z „wehikułem pisania”], podejmuję próby, ale nie mogę nawet rozpocząć. Do tego stopnia, że zaczynam wątpić, czy stary system – moje podejście do pracy – jeszcze działa. Nazwałbym go „romantycznym”; ukształtował się w mojej młodości i przez te trzydzieści lat uważałem go za naturalny. Pokrótce: polega na tym, że wszelkimi możliwymi sposobami sprowadzam najróżniejsze emocje i napięcia, by osiągnąć „stan wizyjny” – nie śpiąc po nocach, pijąc, wypalając tysiące fajek. Może to jest sposób naturalny. Sęk w tym, że wydaje się już nie funkcjonować. Czy istnieje inny? Nie wiem.[…] Na zmianę: albo otumaniam się piciem i tabletkami nasennymi, albo przepędzam noc z tysiącem wypitych kaw i milionem wypalonych fajek, a następnego dnia biorę tabletki i śpię dwanaście godzin. Rezultat jest jednak zerowy, a moje wątpliwości co do takiego sposobu działania rosną.
Tydzień po ślubie w Paryżu państwo Mrożkowie zostali zaproszeni na urodziny pani Danuty Szumskiej, sekretarki paryskiego Centrum Dialogu księży pallotynów. Susana zetknęła się wtedy po raz pierwszy z polską elitą emigracyjną. Pisze o tym tak:
Ci [panowie] przyjęli mnie serdecznie, mając za punkt honoru okazać mi wsparcie. Otoczyli mnie dżentelmeni inteligentni, wykształceni, kulturalni, szarmanccy. Pełni galanterii, którą Polacy następnych generacji zatracili.
6 grudnia 1988
Pisze Susana: Sławomir uczynił mnie częścią samego siebie – że go zacytuję:
Nie ma we mnie takiego miejsca, w którym nie byłabyś obecna albo – mówiąc prościej – gdzie Cię nie ma. Jesteś we wszystkim, czym jestem ja; wydaje mi się, że to jest definicja miłości, a nawet czegoś więcej niż miłości (jeśli to możliwe).
W następnym roku opuścili Paryż i zamieszkali w Meksyku. I to dla mnie najciekawsza i najbarwniejsza część tej długiej historii, ale nie podejmuję się jej tu streścić. Zachęcam do przeczytania o tym w całości w książce.
Kiedy warunki w Meksyku uległy zmianie na gorsze i życie tam stało się niebezpieczne, porzucili z bólem swoją ukochaną posiadłość i przyjechali do Polski. Po dziesięciu latach życia wśród bujnej przyrody, w ciszy i ciepłym klimacie, w Krakowie odczuli klaustrofobię i niedogodności klimatu, przeprowadzili się więc do Nicei. I tam nagle Mrożek zakończył życie 15 sierpnia 2013 roku, przeżywszy 83 lata. Został pochowany w Krakowie na Skałce.