KTO ZE MNĄ ROZMAWIAŁ?
A to jest całkiem niedawna historia koleżanki z Ursynowa, która zgodziła się podzielić się z nami swoim przeżyciem.
Opowiada Agnieszka:
To było w 2018 roku, w październiku. Dzień był piękny, słoneczny i ciepły.
Wracałam samochodem z pracy wcześniej, żeby z Mamą pójść na jesienny spacer. Mama nie spodziewała się mojego wcześniejszego powrotu i spaceru, więc dzwonię.
Dzwonię wielokrotnie, ale Mama nie odbiera. Pomyślałam, że w ogródku grabi liście, więc nie słyszy.
Nie niepokoję się. Już nie dzwonię, daję Mamie spokój, a po drodze na Ursynów wstępuję na teren oo. Dominikanów, których służewiecki klasztor i kościół pod wezwaniem św. Józefa znajduje się w starym parku. Chodzę wśród drzew. Przystaję przed kapliczką Matki Boskiej i modlę się. Po czym wsiadam do samochodu i jadę do domu, do Mamy. Po drodze jednak jeszcze raz dzwonię. Tym razem Mama odbiera i mówi, że wcześniej wprawdzie słyszała dzwoniący telefon, ale nie mogła odebrać, bo się przewróciła i właśnie leży na podłodze.
Pędzę i w ciągu kilku minut jestem w domu. Natychmiast wzywam pogotowie: mama leży na podłodze z poważnie złamaną nogą w biodrze. Leży tak od kilku godzin.
Telefon leży na stole. Ciągle nie może do niego sięgnąć.
Nie rozmawiała ze mną, nie mogła. Ale przecież słyszałam przez telefon jej głos!
Kto sprawił, że ją słyszałam?