Z życia wzięte

   NIEZWYKLI  TWÓRCY

Kreacja należy do dziedziny ducha, jest oznaką człowieczeństwa, wyższego  poziomu, jaki człowiek osiągnął w toku ewolucji.

I jeżeli archeolog w grocie z okresu paleolitu natrafia na malowidła, może mieć pewność, że miał tu swoją siedzibę człowiek, już nie małpa. Coś wspólnego z tym ma pradawne przysłowie hinduskie, że Człowiek, który nie zna się zupełnie na literaturze, muzyce i sztuce jest tylko bydlęciem bez ogona i rogów.

Ale czy w ogromnym świecie natury tylko człowiek jest świadomym kreatorem? Czy sztuka jest wyłącznie jego domeną?

Byłam zaskoczona, kiedy ładnych parę lat temu, oglądając w telewizji program o ptakach, zobaczyłam dokonania australijskich altanników. Gdy zbliża się czas godów, a u nich to wypada w październiku-listopadzie, ogromna większość samców zaczyna konstruować otwartą na przestrzał budowlę z gałązek i patyków, przypominającą trochę portal miniaturowej katedry. Jest to konstrukcja, której jedynym celem jest przyciągnięcie uwagi samiczki, ponieważ nie staje się nigdy gniazdem, jedynie miejscem zalotów. A ponieważ samiczki są wymagające, samiec zamienia się w zapracowanego artystę. Nie poprzestaje na samej konstrukcji, on ją jeszcze bogato zdobi. I choć trudno w to uwierzyć, czasem przeobraża się także w malarza: przygotowuje farbę, a że szczególnie i on, i ona, lubią kolor niebieski, przyrządza ją z soku rozmaitych niebieskich jagód, miesza- według jednych ornitologów – z węglem drzewnym, a inni podają, że ze śliną, by dziobem, albo kawałkiem kory w dziobie, pomalować od wewnętrznej strony gałązki altanki na ulubiony kolor.

  Następnie teren wokół przyozdabia mnóstwem kolorowych kwiatków, muszelek i świecidełek. Ile altanników tyle altanek i  dekoracji. Jeden układa pryzmy z kwiatków i kwiatowych pączków, inny z lśniących pokryw chrząszczy, czy z błękitnych muszelek, czasem umieszcza ich całe stosy symetrycznie, po obu stronach przed wejściem do altanki. Jest też taki, który tka biały dywan z kawałeczków kości, piórek i kamyków i rozkłada go przed altanką. Inne „drogę” wyściełają kolorowymi szkiełkami, papierkami, jakimiś plastikowymi śmieciami wykradzionymi z pobliskich campingów. Widziałam na filmie nawet niebieską nakrętkę od BIC-a, długopisu, jakim od lat sama się posługuję.

Ponieważ altanniki osiągają dojrzałość dopiero po siedmiu latach, ich młode przez kilka pierwszych lat życia podpatrują dorosłe samce w okresie godów; podkradają im gromadzone ozdóbki, przyglądają się konstruowaniu altanek i tak ćwiczą się do  swej roli na przyszłość.

 Nie każdy ptak zdobędzie serce samiczki, musi tak się wysilić, żeby kandydatka na widok altanki wpadła w zachwyt. Wtedy przed altanką z której ona będzie go podziwiać, odtańczy swój taniec godowy, a gdy da mu wiadomy znak, wybranek wpadnie pod „dach” swojej altanki i wskoczy na zauroczoną samiczkę.

 I na tym się jego mężowska i ojcowska rola zakończy. Bo to samiczka zbuduje gniazdo na drzewie i tylko ona będzie dbać o pisklęta. A wolny tatuś rozejrzy się ewentualnie za jeszcze jedną kandydatką, której także jego budowla wpadnie w oko i którą też porzuci zaraz po oczarowaniu.

Zdumiewające jest to, że ptak-architekt zamienia się w krytyka sztuki. Ptaki te żyją w stadzie, więc budowniczy podczas budowy przygląda się kolegom, co i jak zbudowali, przygląda się uważnie temu, co sam zrobił, porównuje, ulepsza, tu wyjmie jakiś kwiatek, tam przeniesie gałązkę na drugą stronę, tu wetknie szkiełko, tam sprzątnie itd. – krząta się nieustannie, sprawdzając efekt. Potem nadlatuje samiczka i z kolei ona zamienia się w krytyka – oblatuje kilka altanek i albo zaakceptuje którąś z nich, albo nie. Wiadomo, de gustibus non est discutandum, o gustach się nie dyskutuje, każdy ma własny. Samiczka altannika rzymskich przysłów wprawdzie nie zna, ale reguły – tak.

Od dawna znałam ptaki „szyjące” piękne gniazdka, tkacze, krawczyki i rozmaite inne. Miałam okazję zobaczyć w Puszczy Kampinoskiej z bliska taki artystyczny wąski woreczek zawieszony między gałązkami, bardzo starannie utkany przez jakiś gatunek sikorki, jeśli dobrze pamiętam. Ale to było gniazdko, coś bardzo pożytecznego, wręcz konieczne – dom rodzinny. Wiadomo, że utkane, uplecione czy szyte gniazdo ma służyć pisklętom, tymczasem altanki altanników i cały ten artystyczny bałagan dokoła, to jedynie przynęta, popis przed samiczką, taka trochę ekstrawagancja. Można więc powiedzieć, że altanniki, a przynajmniej 17 gatunków na 20, uprawiają sztukę dla sztuki, dla popisu, coś, co – jak mi się zdawało – charakteryzuje jedynie ludzi. U ludzi nazywamy takie budowle wzniesione ad hoc z okazji jakiegoś  ważnego wydarzenia, architekturą okazjonalną, a u ptaków – nie wiem, jak. Może zalotniczą?

Swoją drogą ciekawe: ptak, który stara się o względy samiczki, tworząc coś zupełnie nie przydatnego, jakąś fantazję. I kim jest owa samiczka, która kaprysi,  nie godzi się na banał, lecz wybierze tego z architektów, który błyśnie talentem i zbuduje  coś oryginalnego? Jakimi kryteriami się kieruje? Przecież im bardziej samczyk kombinuje swoją altankę, tym mocniej oddala się od życia i jego potrzeb, taki narzeczony buja w obłokach, można powiedzieć, jest bardzo mało praktyczny, to jaki ona może mieć w przyszłości pożytek z takiego artysty jako męża i ojca rodziny?  No i właśnie, życie pokazuje, że żaden, że obowiązki rodzicielskie spadają w całości na samiczkę.

 Czyżby więc samo oglądanie altanki było tak atrakcyjnym przeżyciem przed czekającą ją nudą wysiadywania jajek, że musi to być altanka zapadająca na długo w pamięć? A może myśli, że skoro zalotnik potrafi się wykazać taką pomysłowością i pracowitością, to może jego dzieci będą wielkimi artystami?

Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, co ona myśli, bo nigdy nie byłam samiczką altannika, ale wyszło na to, że my, ludzie, wcale nie jesteśmy tacy znowu oryginalni.  

W Internecie można sobie obejrzeć trochę altanników i ich altanek, choć takie naprawdę ślicznie dekorowane widziałam tylko na filmie BBC.