Przeczytałam pewną myśl w opowiadaniu Herling Grudzińskiego i pomyślałam, że w gruncie rzeczy dotyczy też naszych czasów. Oto co napisał Autor:
Bywa tak, że pod piórem kronikarza fakt rzeczywisty ociera się o przypowieść. Fratre Salimbene [kronikarz franciszkański we Włoszech w XIII wieku] na przykład, zajmuje się „dziwactwami” imperatora Fryderyka II [Hohenstauff, cesarz rzymski 1194-1250] których było siedem. Drugie „dziwactwo” polegało na tym, że imperator chciał sprawdzić, jakim językiem mówić będą dzieci, które po urodzeniu i przez czas jakiś potem nie usłyszą mowy ludzkiej.
Kazał więc piastunkom karmić je, kąpać, przewijać i odziewać, układać do snu, nie odzywając się do nich ani słowem. Zamierzał w ten sposób odkryć taką oto prawdę: czy przemówią same w języku hebrajskim, który był pierwszy, czy po grecku, po łacinie, po arabsku, albo też w języku rodziców.
Trudził się darmo, gdyż dzieci zaczęły po kolei umierać i w końcu umarły wszystkie.
„Albowiem prawda jest taka – napisał fratre Salimbeni – że dzieci nie mogłyby żyć bez słów, uśmiechów i pieszczot swoich piastunek.”
Życie ludzkie jest życiem Słowa i w Słowie.
[Gustaw Herling-Grudziński, „Sześć medalionów i srebrna szkatułka”, s. 11-12]
Czemu uważam, że historia przytoczona przez Autora jest aktualna? Bo od kilku już lat obserwuję, jak rodzice przestali rozmawiać z dziećmi. Rozmawiają, owszem, nawet bardzo dużo, ale w obecności dziecka przez telefon, nie z dzieckiem. To ja, przechodząc obok wózka z dzieckiem, słyszę jak ono gaworzy, matka – nie. I zupełnie nie reaguje. Patrzę na te nieme dzieci idące grzecznie obok mamy czy taty, zagadanych wysoko nad główką dziecka z kimś ważniejszym.
I ogarnia mnie przerażenie: jak się te dzieci nauczą polskiej mowy? Od kogo? Ile słów będą znały? Jak sobie poradzą w szkole? Czy dadzą radę czytać?
Czarno to widzę.