Krzysio miał prawie cztery latka i bardzo kochaną nianię. Niania, starsza już osoba, zajmowała się nim od niemowlaka, ale była na przychodne i co rana zabierała Krzysia do siebie aż do czasu powrotu mamy z pracy.
Któregoś dnia, kiedy Krzyś chrupał radośnie marchewkę, poczęstował nią nianię.
Weź, proszę, dobra! – zachęcał. Jednak niania nie brała.
– Dziękuję, ale nie mogę, nie potrafię tak chrupać jak ty, nie mam ząbków.
– Nie masz ząbków? – zdumiało się dziecko. I bardzo się zmartwił, no bo jak można żyć bez ząbków?
Następnego dnia, kiedy niania zabrała go na spacer i przysiedli w parku na ławce, chłopczyk sięgnął do kieszonki i wyciągnął mały pakunek.
– To dla ciebie – powiedział i wcisnął jej to w rękę.
– A cóż to takiego? – zdziwiła się niania i odwinęła serwetkę.
– To ząbki – powiedział Krzyś. I rzeczywiście, w serwetce niania znalazła …szczękę. Czyjąś protezę.
– Dziecko drogie, skąd ty to wziąłeś? – zapytała wystraszona.
– Jak babcia usnęła, to wyjąłem jej ze szklanki…