Jak historyk z historykiem
Kilka dni temu odbyłam rozmowę z dyrektorem Zamku Warszawskiego, profesorem Wojciechem Fałkowskim, historykiem, w sprawie która od lat nie daje mi spokoju. Opowiadałam o niej w radio, pisałam w warszawskiej prasie, w Internecie, w książce W KRĘGU WAZÓW, ale nic nie wskórałam. Sytuacja nie uległa zmianie. Więc zdecydowałam, że muszę to załatwić odgórnie.
Chodzi o taki drobiazg: w jednej z najciekawszych sal na Zamku, w tzw. Gabinecie Marmurowym, wymyślonym przez Władysława IV Wazę, wiszą w krąg konterfekty polskich monarchów Jagiellońskiej Familii. Jako pierwszy zlecił je namalować król Władysław swemu nadwornemu malarzowi Danckersowi van Rij, Holendrowi.
Cudzoziemiec popełnił poważny błąd: wizerunek Zygmunta Augusta podpisał imieniem Władysława Jagiełły, a portret arcyksięcia Karola II Habsburga, szwagra króla Zygmunta Augusta, podpisał imieniem tegoż króla. W ten sposób zabrakło prawdziwego Jagiełły, a Rzeczpospolitej przybył nowy król: rudy Karol II, w rzeczywistości teść Zygmunta III Wazy i dziad Władysława IV i Jana Kazimierza.
Kiedy w następnym stuleciu Stanisław August Poniatowski postanowił odnowić Gabinet, kazał zerwać staromodne konterfekty na blasze pędzla Danckersa i namalować nowe na płótnie, swemu ulubionemu artyście Botticellemu. I ten cudzoziemiec, mimo przeprowadzenia dogłębnych studiów ikonograficznych, zaufał swemu poprzednikowi i za nim powtórzył ten sam błąd. Skąd to wiemy? Ano stąd, że dziwnym zbiegiem okoliczności ocalały do dziś (w Nieborowie) dwie blachy Danckersa, a jedna właśnie z wizerunkiem rzekomego Jagiełły.
Zamek to wyjątkowe centrum edukacyjne, to muzeum odwiedzane przez tysiące Polaków i cudzoziemców. Media stąd kopiują wizerunki królów Polski, sięgając do źródła – na Zamek, do ich siedziby. Słusznie uważają, że tam powinny się znajdować najbliższe prawdy wizerunki naszych panujących. Tymczasem …
Jak to się stało, że ani król Władysław, ani król Stanisław August, ani żaden z jego znamienitych, uczonych gości, jak choćby J.U. Niemcewicz, na obiadach czwartkowych, nie zauważył takiej wpadki – nie pojmuję. Nie zauważyli jej także ci, którzy dozorowali rekonstrukcję Zamku w XX wieku po wojnie. I błąd sam w sobie stał się zabytkiem klasy zerowej.
Właśnie o tym wszystkim mówiłam z panem profesorem Fałkowskim. Także o tym, że błąd jako pierwsza, wiele lat temu dostrzegła dr Janina Ruszczycówna, kustosz Muzeum Narodowego w Warszawie, i opublikowała swoje odkrycie, identyfikację rzekomego Jagiełły i rzekomego Zygmunta Augusta w XXIII Roczniku Muzealnym w roku 1979. Ponieważ artykuł ten nie wywołał żadnej reakcji na Zamku, w Gabinecie Marmurowym nie pojawiło się żadne wyjaśnienie, ja podjęłam walkę o sprostowanie żenującego błędu.
Powiedziałam obecnemu dyrektorowi Zamku, że w nim jednym pokładam nadzieję, że coś zmieni.
– Ale co możemy zrobić? – zapytał – Tak stary błąd sam stał się zabytkiem.
– Umieścić sprostowanie, uwrażliwić na błąd przewodników po Zamku, nie dopuścić do kopiowania przez media fałszywych obrazów. Nie godzę się, żeby rudy Habsburg udawał naszego króla.
I pan dyrektor, rasowy historyk, oczywiście zgodził się, że błąd należy sprostować i obiecał, że takie wyjaśnienie zostanie umieszczone. A przy okazji zaproponował, żebym o tym sama opowiedziała na wykładzie na Zamku. Ale ja już nie mogę skorzystać z takiego zaproszenia, bo zdrowie nie to. Najważniejsze, że udało mi się – mam taką nadzieję – popchnąć sprawę weryfikacji, podjętą tyle lat temu przez panią Janinę Ruszczyc, moją kochaną szefową w Muzeum.