Cz. 2
Kiedy pani domu pojawiła się w salonie, zapragnęłam na głos wyrazić podziw dla jej wspaniałej kopii Michała Anioła.
– Kopii? – spytała. A dlaczego pani uważa, że to kopia? Badali ją specjaliści od Michała Anioła, i zarówno włoscy, jak i angielscy stwierdzili, że to marmur karraryjski i dłuto samego Mistrza. Żadna kopia.
- Bo widzi pani – dodała – zanim młody Buonarroti wykuł Pietę z Chrystusem na kolanach, najpierw wykuł samą Matkę.
Zamilkłam. No pewnie, co ja mogłam o tym wiedzieć. Spytałam tylko, czy mogę podejść bliżej i pani B. otworzyła szerzej drzwi i zaprosiła mnie do niewielkiej sypialni. Wypełniało ją szerokie łoże i wspomniana komoda z Madonną. Powiedziała, że jest tak przywiązana do tej Matki Boskiej, że nie umiałaby bez niej zasnąć. Istotnie – była jak żywa. Kamień nie kamień, w tej postaci biło wprost matczyne serce.
Nurtowało mnie pytanie, skąd ta Madonna tu trafiła i w końcu nie wytrzymałam, ośmieliłam się i zapytałam o to panią markizę. Powiedziała, że kiedy jej teść, po całym życiu przepracowanym na Watykanie jako urzędnik, odchodził na emeryturę, a kasa papieska świeciła pustką, wyciągnięto tę rzeźbę z magazynu i podarowano mu ją jako rekompensatę wynagrodzenia.
Po śmierci teścia, jej mąż odziedziczył Madonnę i tak znalazła się w ich mieszkaniu.
c.d.n.