Betty Shine, 3

O ludziach starych załamanych po śmierci partnera i nękanych lękiem przed śmiercią. Pisze Betty, uzdrowicielka i medium:

„Mimo osiemdziesięciu kilku lat Maisie była jeszcze dość żywotna, a jednak w ciągu ostatniego roku zaczęła popadać w depresję. Rodzina robiła, co mogła, ale Maisie coraz bardziej zamykała się w sobie. Dlaczego, nie wiadomo. Maisie nie podejmowała rozmów na ten temat. O problemie opowiedziała mi Deborah, jej córka, a zarazem moja pacjentka, prosząc o pomoc. Zaproponowałam więc, aby na następną wizytę przyszła z matką, ale żeby nie uprzedzała jej o niczym.

Tak też się stało. Maisie wyglądała całkiem nieźle – dość sprawna, nadal jeszcze przystojna, tylko w jej oczach krył się głęboki smutek. Porozmawiałyśmy chwilę o tym i o owym, po czym poprosiłam ją, by usiadła sobie w fotelu. Sama zaś zajęłam się córką.

Rozpoczęłam seans. Mniej więcej po dziesięciu minutach spojrzałam na Maisie i wtedy usłyszałam głos:

– Powiedz jej, żeby się rozchmurzyła, na litość boską.

Wahałam się – powtórzyć, czy nie. Postanowiłam poczekać, może usłyszę jeszcze coś. I rzeczywiście.

– To ja, Eric, jej mąż. Bardzo się martwię. Nie jestem w stanie jej pocieszyć, bo się ode mnie odcięła.

Nie przerywając zabiegu, opowiedziałam Maisie, co właśnie usłyszałam.

– A skąd pani wie o Eriku? – spojrzała na mnie zdziwiona. – Pewnie od Deborah.

Wyjaśniłam, że nie, że po prostu jestem medium.

– O nie! – syknęła z oburzeniem. – Przykro mi, ale nie mam zbyt wysokiego mniemania o takich osobach jak pani. Moim zdaniem to jedno wielkie kłamstwo. – Wstała z miejsca. – Nie mam zamiaru tu dłużej przebywać.

– Ależ mamo… zostań przynajmniej do końca zabiegu – próbowała ją mitygować córka.

Byłam innego zdania.

– Sądzę, że będzie lepiej, jeśli odwieziesz mamę do domu – powiedziałam, a zwracając się do starszej pani, powiedziałam tak ;

– Bardzo panią przepraszam. Sądziłam, że pani wie, iż jestem nie tylko uzdrowicielką, lecz i medium. Rozumiem, że to był dla pani szok. Sądzę jednak, że gdy pani przemyśli sprawę, to zechce pani tu wrócić. Chętnie panią przyjmę.

Odprowadziłam panie do drzwi, a wracając do gabinetu, ujrzałam kłąb wirującej energii.

– Wróci, jak dwa a dwa jest cztery – rozległ się głos. Nie był to głos Erica, a czyj, tego nie wiem, ale przesłanie sprawiło mi ulgę.

Miesiąc później Deborah poprosiła o podwójną wizytę – dla siebie i dla starszej pani. Przyznam, że trochę mnie to zaskoczyło. Nie bardzo wiedziałam, czego mam się spodziewać.

Natomiast całkiem zaskoczył mnie widok Maisie, gdy umówionego dnia obie panie zjawiły się w moim gabinecie. Uśmiechnięta, radosna, śmiała się od progu, oczy jej błyszczały.

– Bardzo mi przykro, że poprzednim razem byłam dla pani niesprawiedliwa – oświadczyła z miejsca.

– Nie czuję się urażona, nie ma o czym mówić. Doskonale rozumiem, że był to dla pani szok – odrzekłam.

– To prawda – usłyszałam w odpowiedzi – ale też chcę pani podziękować z całego serca. Uratowała mnie pani! Uratowała przed czymś znacznie gorszym niż  śmierć…

– Jak mam to rozumieć?

– …przed beznadzieją! Bo widzi pani, sądziłam do tej pory, że śmierć to kres, że poza naszym światem nic już nie ma. Ale Eric – właśnie dzięki pani – otworzył przede mną nową perspektywę. Uświadomiłam sobie, że śmierć to nie koniec.

– Cieszę się, choć seans był tak krótki…

– Ale jakże wymowny. Pewnie pani tego nie zauważyła, ale chcę powiedzieć, że zobaczyłam wtedy swojego Erica. Zobaczyłam go w pani. Mówiła pani jak on. To był on, mój Eric. – Przerwała  i zamyśliła się na moment. – I wie pani, im dłużej o tym myślałam, tym bardziej dochodziłam do wniosku, że to cudowne. Chciałabym, jeśli można, prosić o specjalny seans od czasu do czasu.

Oczywiście, serdecznie ją zaprosiłam.

Deborah opowiadała mi później, że przesłanie od zmarłego ojca wręcz zmieniło całe ich życie. Smutek i przygnębienie pierzchły. W domu zapanowała miła atmosfera.

Maisie przychodziła do mnie regularnie przez następne cztery lata. Doznawała wielu objawień. Ukazywał jej się nie tylko Eric, lecz i inni zmarli krewni, przyjaciele i znajomi.

Dożyła 92 lat. Ze wzruszeniem wspominała pierwszą wizytę u mnie i podkreślała, iż opromieniłam jej ostatnie lata.