Kobusz, cz. 6 i ostatnia

                                       O wierze

[s. 255/7] Jego osobnym światem była wiara w Boga. Wiara jako wynik złożonego procesu, ciągłego dojrzewania i duchowego zgłębiania siebie.

Nie jestem dewotem, tylko małym, biednym wierzącym, mam świadomość, że ktoś nade mną czuwa.

Z czasem to wiara była siłą jego życia. Żył w coraz mocniejszym przekonaniu, że rodzaj opieki, jakie doznaje nie jest z tego świata.[…] Miał silne poczucie Boskiej opieki i potrzebę nie tyle nawracania, ile rozmowy z wątpiącymi. Co niedzielę, od godziny 13, celowo przygarbiony i ukryty za filarem prawej nawy kościoła Św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu, rozmawiał z Bogiem.[…]

Znał blisko księdza Jerzego Popiełuszkę. Mówił: Był normalnym człowiekiem, może troszkę wyciszonym. Uwielbiał młodzież. Lubił pogadać. Dwa razy byłem z nim naprawdę blisko, opowiadał o swojej codzienności i nieustannym towarzystwie ubeków. Powiedział mi: Oni mnie kiedyś zamordują. – „Co ksiądz takie bzdury opowiada” – odpowiedziałem natychmiast. „Zobaczysz Janku – usłyszałem. – Tak będzie.”

Ostatni raz spotkali się i rozmawiali przy szczególnej okazji. W Muzeum Archidiecezji Warszawskiej urządzono pokaz filmu „Jezus z Nazaretu” Franca Zeffirellego. Film nie miał polskich napisów, Jan Kociniak czytał tłumaczenie dialogów. Tamtego dnia ksiądz Jerzy miał przed sobą dwa tygodnie życia. Trwał w narastającym niepokoju. Może dlatego podczas tej projekcji, gdy cicho rozmawiał z Janem Kobuszewskim, mówił o maltretowaniu w czasie przesłuchań, o strasznych przeżyciach, ale i sytuacjach, kiedy strażnicy przychodzili do niego do spowiedzi. Teraz ksiądz Jerzy na pożegnanie pobłogosławił obu aktorów.