POŁAWIACZE PEREŁ I … SZLOCH SZTUKI
Poławiaczami pereł nazwałam tutaj historyków sztuki, którzy wytrwale poszukują skarbów późnego gotyku. Obejrzałam niedawno W TV Kultura film na ten temat i zdumiałam się. Zobaczyłam bowiem średniowieczne nastawy ołtarzowe pokryte obrazami tak wspaniale malowanymi, że nie godzą się z dotychczasowymi wyobrażeniami o poziomie ówczesnej sztuki. To była audycja głównie o sztuce niemieckiej. Za późno się zorientowałam, że powinnam notować i nie zapamiętałam dokładnie treści obrazów, ani nazwisk ich autorów.
Ale zobaczyłam wnętrza malowane z prawidłowo wykreśloną perspektywą, twarze ludzi nieomal jak na kolorowej fotografii, tak wierne portretowo i świetnie namalowane, padały też – jak wspomniałam – nazwiska autorów, zadając kłam legendzie, że średniowiecze jest anonimowe, ponieważ artyści się nie podpisywali. Otóż ci niemieccy wykonawcy (włoscy też!) wcale nie chcieli być anonimowi, umieszczali swoje sygnatury na obrazie.
Swoją drogą nie mogę zrozumieć, jakim cudem w Niemczech ocalały takie perełki sztuki sakralnej, jakie dziś wydobywają z zapomnienia owi poławiacze. Przecież kiedy w XVI wieku właśnie na terenie Niemiec rozprzestrzenił się protestantyzm, nie tylko nie zdobiono już malarsko kościołów przerobionych na zbory, robiąc miejsce jedynie dla Chrystusa na Krzyżu, lecz wszelkie dzieła sztuki bezpardonowo niszczono! Wojna tyle nie zniszczyła, co furia nowych wyznawców (także, niestety, w Niderlandach). Do tego też dołożyła swoje historia kolejnych wojen, zwłaszcza II wojna światowa, gdy alianci, chcąc zmusić Hitlera do kapitulacji, straszliwie bombardowali niemieckie miasta.
Na szczęście nie wszystko przepadło. I – wracając do sztuki XV wiecznej. Otóż nie tylko można się przekonać, że już wtedy malowano „nowocześnie”i że malarz nie krył się ze swoim nazwiskiem, ale można też natrafić na coś niezwykle oryginalnego.
Zdumiała mnie i zaskoczyła treść napisu na jednej z filakterii, tej wijącej się wstęgi wśród jakiejś pobożnej sceny, wstęgi, na której zazwyczaj figurują łacińskie pobożne cytaty. Tym razem nie był to żaden znany cytat, lecz odautorskie westchnienie z głębi zranionej duszy malarza, i tym razem, wyjątkowo, nie po łacinie, lecz w jego rodzimym języku, a był rodem ze Szwabii. W tłumaczeniu brzmi następująco:
KRZYCZ SZTUKO, KRZYCZ I SZLOCHAJ, BO DZIŚ CIĘ JUŻ NIKT NIE KOCHA
Co to był za ksiądz, który zgodził się na taki świecki wtręt na sakralnym malowidle?! Chyba nie zauważył, bo jak to inaczej rozumieć? Dlaczego nikt nie kazał tego usunąć? Czyżby nawet biskup nie doczytał?
A swoją drogą dobrze się stało, że ten napis z XV wieku ocalał, bo ów dziwny apel malarza skierowany do sztuki, bardzo mi się przydał. Oto kilka dni temu dostałam od mojej wiernej Ewy zdjęcie z Muzeum Rembrandta w Amsterdamie. Zrobił je i włączył do Internetu strażnik muzealny najwyraźniej równie dotknięty obojętnością dla sztuki, jak malarz z piętnastowiecznej Szwabii.
I co? Czy dzisiaj sztuka nie powinna głośno krzyczeć w swojej obronie?