Na Wielki Piątek

            Spotkanie jogina z Teresą Neumann, katolicką mistyczką

W  „Autobiografii” jogina, słynnego mnicha z Indii, Yoganandy, znalazłam nieoczekiwanie ciekawy fragment odnoszący się do katolickiej mistyczki XX wieku, Teresy Neumann. Yogananda bardzo pragnął ją poznać i w 1935 roku, korzystając z podróży ze Stanów Zjednoczonych do Indii, zahaczył o Europę, w tym o Bawarię, by ją odwiedzić.

 Teresa Neumann, chłopskie dziecko, urodziła się w 1898 r. we wsi bawarskiej, gdzie po wypadku w wieku dwudziestu lat, straciła wzrok i została sparaliżowana.

Po siedmiu latach, dzięki modlitwom do św. Teresy od Dzieciątka Jezus, cudownie odzyskała wzrok i władzę w nogach. Od tego czasu, czyli roku 1923 powstrzymywała się od jedzenia i picia, z wyjątkiem konsekrowanego opłatka przyjmowanego codziennie.

W 1926 r. pojawiły się na jej ciele stygmaty. Od tamtej pory co piątek przeżywała mękę Chrystusa, doznając na swoim ciele wszystkich Jego cierpień.

Podczas tych piątkowych transów wypowiadała zdania w języku aramejskim,  hebrajskim i greckim.

Kiedy pewnego razu przyjechał do niej wydawca jakiejś protestanckiej gazety niemieckiej, aby „zdemaskować katolickie oszustwo”, wyjechał z całkiem innym nastawieniem i z szacunkiem napisał jej biografię.

Kiedy Yogananda zajechał do Konnersreuth, rodzinnej miejscowości Teresy,  przeżył rozczarowanie:

 Czysta i schludna chatka Teresy, z pelargoniami kwitnącymi przy prymitywnej studni, była niestety zamknięta. – napisał w autobiografii. Na szczęście po paru godzinach upartego czekania w samochodzie, Mistrz doczekał się informacji, że  Teresa jest w miasteczku Eichstatt u prof. Wurza, wykładowcy w miejscowym seminarium duchownym. I pojechał do tego profesora. Przyjęty gościnnie, niedługo czekał.

Natychmiast weszła tam Teresa, promieniująca aurą spokoju i radości. Miała na sobie czarną suknię i nieskazitelnie białą chustkę na głowie. Mimo iż była wówczas w wieku 37 lat, wyglądała na dużo młodszą[…] Zdrowa, dobrze zbudowana, o rumianych policzkach, pogodna – oto święta, która nie je!

Czy pani nic nie je? – pragnąłem usłyszeć odpowiedź z jej ust.

– Nic oprócz poświęconej hostii z mąki ryżowej, raz dziennie, o szóstej nad ranem.

– Jak duża jest hostia?

– Ma rozmiar małej monety i jest cienka jak papier. – I dodała: przyjmuję ją jako sakrament. Jeśli nie jest konsekrowana, nie potrafię jej przełknąć.

– Na pewno nie mogła pani żyć tylko tym przez całe dwanaście lat!

– Żyję dzięki światłu Boga. – Jakże prosta była jej odpowiedź i jakże Einsteinowska!

– Rozumiem, iż jest pani świadoma tego, że energia spływa do pani ciała z eteru, słońca i powietrza.

Na jej twarzy od razu pojawił się uśmiech. – Tak się cieszę, że rozumie pan w jaki sposób żyję.

– Pani święte życie codzienne dowodzi prawdy wypowiedzianej przez Chrystusa: „Nie samym chlebem żyje człowiek, lecz każdym słowem, które pochodzi z usta Boga.”(Mat.4, 4)

– Rzeczywiście tak jest. Jednym z powodów dla których jestem obecnie na ziemi, jest udowodnienie, że człowiek może żyć dzięki niewidzialnemu światłu Boga, a nie tylko dzięki pożywieniu.

– Czy może pani uczyć innych, w jaki sposób żyć bez jedzenia?

Wyglądała na lekko wstrząśniętą. – Nie mogę tego czynić. Bóg sobie tego nie życzy.

Yogananda poprosił Teresę, by mógł być obecny przy niej w piątek, gdy przeżywa wizję Drogi Krzyżowej. Zgodziła się i oto, co przeżył:

[…]tuż przed wejściem po schodach do jej pokoju na górze wprowadziłem się w jogiczny trans, aby telepatycznie się z nią zjednoczyć. Wszedłem do jej pokoju wypełnionego odwiedzającymi. Teresa leżała w białej koszuli na łóżku.[…] Zatrzymałem się w progu, przejęty grozą niezwykłego i strasznego widoku.

Z jej dolnych powiek płynęła krew strumieniem szerokim na cal. Wzrok utkwiła w duchowym oku na środku czoła. Chusta na głowie była cała przesiąknięta krwią od stygmatycznych ran korony cierniowej. Biały strój był poplamiony na czerwono na wysokości serca od rany w boku […] Ręce trzymała wyciągnięte w macierzyńskim, błagalnym geście. Jej twarz miała wyraz zarazem cierpiący i boski. Wyglądała na chudszą i odmienioną zarówno pod względem fizycznym jak i wewnętrznie. Lekko drżącymi ustami szeptała w obcym języku słowa osobom jakie widziała swoim wzrokiem wewnętrznym.

Ponieważ byłem z nią zestrojony, zacząłem widzieć sceny z jej wizji. Patrzyła na Jezusa niosącego krzyż wśród szyderstw tłumu. Nagle skonsternowana podniosła głowę – Pan upadł pod okrutnym ciężarem krzyża. Wizja znikła. Wyczerpana żarliwym współczuciem Teresa opadła ciężko na poduszkę.

Teresa Neumann żyła w latach 1898-1962; obecnie toczy się jej proces kanonizacyjny.