O natchnieniu…

[…]

Natchnienie, żeby pisać zwięźle, spłynęło na mnie na stacji benzynowej, gdzie postanowiłem napełnić bak mego starego grata wysokooktanowym paliwem super de luxe. Staruszek nie mógł tego strawić, dostał nerwowych drgawek, na skrzyżowaniach strzelał z rury wydechowej i miał czkawkę w czasie zjazdu z góry. Wtedy zrozumiałem.

Od czasu do czasu z moim umysłem i ciałem dzieje się podobnie. Przy nadmiarze skondensowanych informacji ja też dostaję egzystencjalnych drgawek i krztuszę się na skrzyżowaniach dróg, kiedy trzeba podjąć decyzję, a ja wiem albo za dużo, albo za mało. Życie, stawiając zbyt wiele pytań, nie jest piknikiem.

Uświadomiłem sobie wtedy, że już wiem, co trzeba, by prowadzić w pełni wartościowe życie, i że to wcale nie jest skomplikowane. Wiedziałem o tym. Wiedziałem od bardzo, bardzo dawna. Jednak stosować to w praktyce jest całkiem inną sprawą. Oto moje credo:

WSZYSTKIEGO CO NAPRAWDĘ TRZEBA WIEDZIEĆ o tym, jak żyć, co robić i jak postępować, nauczyłem się w przedszkolu. Mądrość nie znajdowała się na szczycie wiedzy zdobytej w szkole średniej, ale w piaskownicy niedzielnej szkółki. Tam się nauczyłem, że trzeba:

dzielić wszystko,

postępować uczciwie,

nie bić innych,

odkładać na miejsce każdą znalezioną rzecz,

sprzątać po sobie,

nie brać nic, co do mnie nie należy,

powiedzieć przepraszam, jeśli się kogoś uraziło,

myć ręce przed jedzeniem,

spuszczać wodę […]

trochę się uczyć i trochę myśleć, […] i codziennie trochę pracować, po południu się zdrzemnąć.

[Robert Fulghum – „Wszystkiego co naprawdę trzeba wiedzieć

 nauczyłem się w przedszkolu”, Tł. I. Doleżal-Nowicka, Novum 1991]