Piotr Czajkowski, 2

Lekcje z prywatnym nauczycielem wiele mu dają, ale ciekawe, że ów nauczyciel nie dostrzegł talentu w uczniu i głośno mówił, że mocno wątpi w geniusz młodego Czajkowskiego. Taka opinia z pewnością nie dodawała skrzydeł początkującemu kompozytorowi.

Kiedy w 1862 roku otwarto w Petersburgu pierwsze konserwatorium, 22-letni Piotr, od trzech lat już dyplomowany prawnik i urzędnik w ministerstwie sprawiedliwości, zostaje studentem tej uczelni. Wkrótce podejmie decyzję: rzuci prawo, zostanie muzykiem, to jego prawdziwa pasja.

W tym czasie komponuje swój I Kwartet smyczkowy, którego niezwykle rzewne Andante cantabile wycisnęło łzy z oczu Lwa Tołstoja.

Mimo że Czajkowski zwrócił się w stronę muzyki, odkrywając w sobie potężne źródło kreacji i samozadowolenia, jego osobowość nadal wykazywała charakterystyczne symptomy skomplikowanej neurotycznej natury. Przed zaśnięciem odczuwał bezwład w rękach i nogach lub spazmatyczne drżenie całego ciała, czego następstwem bywały odrętwienie i bezsenność. Nękała go obsesja śmierci. Pisał do brata: Nerwy mam zupełnie zszarpane [..] Nie mogę pozbyć się myśli, że skoro nie zostało mi już wiele życia, nie zdołam ukończyć mojej symfonii. A gdy to pisał miał niewiele ponad trzydzieści lat.

Nękały go bezustanne lęki, użalanie się nad sobą, brak wiary w swoją wartość, no i jeszcze uśpiony w dzieciństwie, a ujawniony w wieku dojrzałym demon nad demonami: homoseksualizm ze wszystkimi tego konsekwencjami. Ponieważ żył w czasach, gdy społeczeństwo wykluczało takich ludzi z życia towarzyskiego, mało – w Rosji było to karalne, groziło nie tylko hańbą lecz nawet utratą obywatelstwa i  zesłaniem na Sybir, nieszczęsny kompozytor musiał się starannie maskować. Był prawnikiem i dobrze znał kodeks karny z 1868 i artykuł 995 przewidujący takie właśnie kary.Bał się i wstydził tej słabości, walczył z nią, a ponieważ to ona była górą, sam sobą gardził z powodu tych  – jak pisał w dzienniku – skłonności przeciwnych naturze. Ta zawsze przegrana walka z samym sobą wywoływała niemal permanentną depresję.  

Był pełen sprzeczności. Z jednej strony jego niespokojny duch sprawiał, że nie potrafił usiedzieć na miejscu, z drugiej, gdziekolwiek się za granicą zatrzymał,  chorował wprost na tęsknotę za krajem. W 1874 roku podjął pierwszą podróż do Włoch, które, jak się spodziewał, miały mu przynieść ukojenie. Tymczasem, gdy się już tam znalazł, pisał do brata: Wenecja to miasto, gdzie gdybym musiał zostać tu dłużej – już piątego dnia powiesiłbym się z rozpaczy.[…] W Neapolu […] przelałem gorzkie łzy z tęsknoty za naszym krajem.

Egzotyczna przyroda, pomarańczowe i cytrynowe gaje, kwitnące i oszałamiająco pachnące rozmaite krzewy, pnącza i drzewa, które tak uszczęśliwiały Chopina i Mickiewicza, autora słów słynnej pieśni Moniuszki „Znasz-li ten kraj, gdzie cytryna dojrzewa…” – na Czajkowskiego nie działały. W każdą podróż zabierał ze sobą obrzydzającą mu świat neurastenię, a pod powiekami – niezmierzone przestrzenie i bujną przyrodę matuszki Rasii. Pisał w liście do brata: Rzym jest mi nienawistny, żeby go diabli wzięli!

Zamykał się w hotelowym pokoju i ubolewał nad sobą: Czuję się samotny i opuszczony, wprost lękam się ludzi, ogarnia mnie smutek, nie przestaję myśleć o śmierci. Całymi dniami tkwię w pokoju, łamiąc sobie głowę nad jakimś tematem i paląc papierosy. Bo jednak komponował.

Na to wszystko medycy widzieli tylko jedno lekarstwo – kurację u wód. Pojechał więc w 1876 roku do Vichy na kurację, która na nic się nie zdała, a wywołała jeszcze jakieś zaburzenia żołądkowe. Przeklęte, ohydne Vichy! – pisał.Wrócił więc z Francji  i wpadł na genialny pomysł – sam znalazł dla siebie najlepsze lekarstwo na samotność, smutek i rozmaite cierpienia duszy: OŻENEK!  Pragnął zrzucić z siebie to moralne brzemię homoseksualizmu i zamknąć gęby tej zgrai, która go o to posądzała i rozsiewała plotki, których tak bardzo się lękał.

Cała ta historia z wydumanym idealnym małżeństwem platonicznym, jako zasłoną dymną stanu faktycznego, zakrawa na groteskę i przypomina wprost „Ożenek” Gogola, tylko że o ile Gogol nas bawi, o tyle perypetie małżeńskie Czajkowskiego przygnębiają, to nie jest nawet tragikomedia, to prawdziwa tragedia.

Szukając kandydatki na tolerancyjną żonę, skorzystał ze swej sławy kompozytora i wybrał ją z grona dam zakochanych w jego muzyce. Jego wybór padł na pewną autorkę listu z kwietnia 1877 roku. Była to Antonina Milukowa, kilka lat młodsza od kompozytora, niezamożna lecz urodziwa, zgrabna i urocza trzydziestolatka, która twórcy uwielbianej muzyki wyznała w liście gorącą miłość. Czajkowski ostrożnie odpowiedział. Po wymianie listów, owa dama zaprosiła go do siebie i skryty zazwyczaj Piotr, zdobył się na wyznanie jej swoich licznych słabości: drażliwości, wątłego zdrowia, zmiennych nastrojów itd z pominięciem wszakże swej najistotniejszej słabości w małżeńskim pożyciu. Kandydatka na żonę wymienione przez niego niedomagania i niemoce przyjęła z wielką wyrozumiałością, czy wręcz lekceważeniem, wyznała że kochać go będzie zawsze bez względu na wszystko. Mało tego, zagroziła, że Jeśli nie zechce Pan uczynić mnie swoją żoną, skończę ze sobą.

W rezultacie 18 lipca 1877 roku doszło do realizacji genialnego pomysłu mistrza Czajkowskiego: w Soborze Kazańskim w Moskwie, pop świętym sakramentem związał państwa młodych na całe życie.

                                        c.d.n.