W rocznicę powstania w Getcie

W rocznicę powstania w warszawskim getcie

                                        19. IV. – 16. V. 1943

 Pisze Alina Margolis, ur. w Łodzi 18. IV. 1922 r., zm. w Paryżu w 2008. Od 1945-2008 żona dra Marka Edelmana, uczestnika postania w Getcie, lekarka, społecznica. Pierwowzór Ali ze słynnego i ukochanego przez liczne pokolenia dzieci „Elementarza” Mariana  Falskiego, autora zaprzyjaźnionego z matką Aliny.

Drugie wyjście z Getta

[Pierwszy raz, gdy udało się ją wydostać z getta, nie pozostała na zewnątrz, i zanim jeszcze załatwiono jej papiery, po trzech dniach zaledwie, nie wytrzymując rozdzielenia, powróciła do mamy, na Gęsią.]

Po styczniowej akcji wyszłam z getta po raz drugi. Wstyd powiedzieć, ale nie wiem, jak załatwiła to moja dzielna mama. Później myślałam, że nie byłam jak Felka (koleżanka ze szkoły pielęgniarskiej przełożonej Luby Blum), która nie przeskoczyła przez mur, żeby zostać przy matce i z nią trafić  do treblinkowego wagonu. Nie zostałam z matką w getcie. Nie sprzeciwiłam się nawet tej jej decyzji.

Myślę teraz, że wtedy okazywało się raz na zawsze, ile człowiek naprawdę był wart. I że nie jestem wiele warta.

Więc znów wyszłam  getta i znów miałam adres po aryjskiej stronie. Tym razem nie byli to nawet przyjaciele moich rodziców. Było to mieszkanie profesora Uniwersytetu Warszawskiego, profesor był w oflagu [obozie oficerskim], nie było od niego listów. W mieszkaniu na ulicy Wilczej była jego żona i pewno troje dzieci. Mieszkanie wydało mi się duże, miało długi ciemny korytarz i jakieś pokoje.

Pani profesorowa otworzyła mi drzwi i przytuliła mnie do siebie. Od razu znalazłam się w jej ciepłym objęciu. I natychmiast się rozpłakałam, a ona razem ze mną. Miała najłagodniejszą twarz, jaką zdarzyło mi się spotkać w życiu, i najłagodniejszy, delikatny uśmiech.

Byłam tam jakiś czas. W międzyczasie załatwiła mi papiery, prawdziwą kenkartę (legitymację-dowód osobisty) zmarłej dziewczynki, która nazywała się Alicja Zacharczyk. Mogłam więc nawet zostać Alą. Potem znalazła mi miejsce, gdzie mogłam mieszkać, poręczyła za mnie, powiedziała, że zna mojego ojca lekarza, który jest w oflagu z jej mężem i od którego, tak jak od jej męża, nie ma żadnych wiadomości.

Zamieszkałam na Ursynowie i nie myślałam nawet o tym, że to ona uratowała mi życie.

Czy Pan Bóg pomyślał o tym wtedy, kiedy jej starsza córka ginęła w warszawskim powstaniu?

Po wojnie moja mama spytała ją:

– Jak ja się pani odwdzięczę?

Pani profesorowa uśmiechnęła się swoim łagodnym uśmiechem.

Wszystko wróciło do normy. Profesor wrócił z obozu, wykładał na łódzkim uniwersytecie. Byłam studentką [medycyny] i egzamin u niego napawał mnie, jak wszystkich innych, największym przerażeniem, bo każda rzecz jest względna. Zatarło się wspomnienie długiego korytarza na ulicy Wilczej, na progu którego stanęłam przed paroma zaledwie laty.

Najmłodszy syn pani profesorowej [Bronek] skończył z wyróżnieniem chemię i zaczął pracować, kiedy wybuchła sprawa wysadzenia w powietrze pomnika Lenina w Poroninie. Wykryto organizację, w Łodzi zaczęły się rewizje. U Bronka znaleziono maszynę do pisania, której czcionki pasowały do dywersyjnej ulotki.

Proces.

Wyszedł z więzienia z wilczym biletem – żadnej pracy. Czas płynął, lata mijały, czarna dziura beznadziei stawała się coraz głębsza.

I wtedy przyjechał z Nowego Jorku nasz przyjaciel, biochemik, profesor Instytutu Medycyny.

Tak jak to często bywa w bardzo trudnych czasach, wbrew logice i prawu udało mu się wyciągnąć Bronka do Ameryki. Okazał się wybitnym chemikiem, zrobił karierę, sprowadził żonę.

Któregoś dnia przyszła do mnie pani profesorowa.

– Dziękuję ci – powiedziała. Wychodząc, zatrzymała się w progu i dodała z zamyśleniem:  – Życie za życie?

[Od 1963 roku istnieje odznaczenie izraelskie „Sprawiedliwy wśród narodów świata” – medal i dyplom – za ukrywanie Żyda podczas wojny. Otóż Polska, statystycznie rzecz biorąc, znajduje się na pierwszym miejscu listy – aż  27.712 osób zostało zgłoszonych i odznaczonych (stan na styczeń 2020). A z pewnością to nie są wszyscy zasługujący na takie odznaczenie, bo nie każdy ocalony zgłosił ocalającego. Dla porównania Włochy mają 734 osoby odznaczone, a Węgry 869.]___*—