Widmo matury- ze wspomnień panny Hanny

Hanna Kobuszewska, siostra i matka dwóch znanych aktorów: Jana Kobuszewskiego i Wiktora Zborowskiego, a także autorka znakomitych wspomnień, zawsze miała kłopoty z matematyką. Problem narastał, im było bliżej do matury. Oto jak po latach opisała te zmagania w gimnazjum Leonii Rudzkiej przy Siennej 13

Matematyka – powiada ojciec – to królowa nauk. I już mam szczery zamiar przyznać ojcu rację, oblec się w inną skórę i nawrócić na wiarę w naukę, a tu Aniela [to wyimaginowane drugie ja Autorki, które winiła za wszystkie swoje niepowodzenia] znów buntuje mnie perfidnie: – Królowa! Co ten twój kochany tatuś opowiada? Dzięki tej królowej masz same kłopoty! Zrozumieć jej nie można, a jaka nudna. Ty, moja droga, masz uzdolnienia wybitnie humanistyczne, a duszę artystyczną. Więc nie trać czasu na „królewskie bzdury”. Palnij w kąt logarytmami i porysuj sobie, dziecko, no porysuj…- kusiła.

I znów następnego dnia stałam bezradnie przed czarną tablicą, po której skakały zwariowane „niewiadome”: iksy, igreki, alfy, bety, ułamki, nawiasy i nic nie mówiące mi wzory. Stałam i bez entuzjazmu słuchałam cierpkiego monologu profesora Mieczysława Oleszkiewicza, przyszłego  wykładowcy  na Politechnice Warszawskiej. Pan profesor mówił cicho z kresowym akcentem i na pozór łagodnie, ale każde jego słowo było zatrutym sztyletem.

– Ot i posłuchajcież panie… [przed wojną do uczennic nauczyciele zwracali się per pani lub panna; tu Autorka zapisała też genialnie charakterystyczną śpiewną wymowę wileńską profesora] ja mam przyjaciela… tak on naucza, znaczy sia, u niedorozwiniętych… a jemuż lżejsze życie niż mni z paniami w ty żeński humanistyczny licei… Ot i nie przymierzając panna Kobuszewska… oj, pożal si Boże. -Tu pełne obrzydzenia spojrzenie skierował na mnie. – A tu matury tylko patrzyć, tylko patrzyć – dodawał en passant.

            Ten sam profesor uwieńczył moje zmagania trygonometryczne taką oto „szarmancką” dedykacją w zeszycie: „Taż Pani jesteś kompletna idiotka”. Słowo „Pani” napisał przez duże „P” z szacunkiem. I nie postawił żadnego stopnia. Najwidoczniej uważał, że pała byłaby przesadnie wygórowaną oceną moich matematycznych umiejętności. A gdy w 1939 roku dobrnęłam do progu matury, zacny pan profesor wezwał na rozmowę moją starszą siostrę – wówczas już studentkę – i otworzył przed nią swoje biedne skołatane matematyczne serce. Był widocznie głęboko przekonany o moim szaleństwie, skoro odbył z Marysią taką oto naradę.

– Ot, pani, byłaś świetną matematyczką i żal, że marnujesz si na ty medycyni… Mam ja do ciebie, pani, zaufani i z ty przyczyny zaprosił. Ot, i sprawa taka: siostra pani – tu machnął ręką – tak wstyd powiedzieć i do trzech nie zliczy. A słyszy ja na radzie pedagogiczny i uszom nie wierzy, iż humanistka z nij niezła. Tak i serca by nie miał nie dopuścić na humanistyczne studia, a mógłby. Tak ona by za życia swego nigdy do matury nie doszła, a żal… Ot, i postawi ja z niechęcią te trójkę na końcowe świadectwo… Wszak u mnie jest i warunek: poprzysięgniesz tedy pani uroczyście, iż nie dopuścisz, iżby ta siostra twoja, jakiekolwiek ścisłe nauki studiować miała w przyszłości.

Marysia zdębiała z wrażenia. […] – To zupełnie nie wchodzi w rachubę.

– Nie wchodzi, nie wchodzi, a patrzysz… wejdzie. Tak i u siostry pani nieobliczalność zdumiewająca! Zechce na ten przykład matematyki albo i chemii si uczyć. Ot, i kompromitacja gotowa…

– Wykluczone, całkiem wykluczone! […]

– Rysuiż ona, albo maluiż?

– Tak panie profesorze, nieźle rysuje i maluje – potwierdziła Marysia […]

– Aaa, znakomici, znakomici… posłuchaj tedy rady. Otóż ta pani siostra, widzi mi si, bez urazy, w Szkole Sztuk Pięknych, na Powiślu. Uważ pani, same tam w ty szkole nieszczęśliwe jakieś studiujo… I słuchaj pani uważni. Jak odrysować człowieka w postaci, to taki przedziwny wi! Małpę z gliny ulepić – tyż wi! A tak spytaj jego: siedem razy ośm? – I już nie wi! A zahaczysz jego Pitagorasem nieopatrznie, tak on tylko popatrzy na ciebie, popatrzy i niewinny takiż si zrobi, jak dziecina. Oj Boże, Ty Boże… A tak i siostra pani przedziwny człowik… dorosły, a taki jakiś.[…]

[Skończyło się na wpisaniu trójki na świadectwie i dopuszczeniu do matury, gdzie Autorka zdawała tylko przedmioty humanistyczne i język francuski.]

            [Hanna Zborowska z Kobuszewskich – „Humor w genach”, wyd. Kowalska-Stiasny, 2002]