Z życia wzięte

                                               Dwie kocice

            Tę historię opowiedziała nam córka pana doktora, który odegrał tu ważną rolę. Bo to pan doktor, chirurg urolog, kiedy usłyszał pod drzwiami mieszkania miauczenie, otworzył drzwi i pozwolił się wślizgnąć szarej kotce. Takiej pospolitej dachówkowej, dzikiej. Buszowała w Śródmieściu i nigdy wcześniej doktor jej nie widział.

            Zaniedbana, wychudzona, bezpańska, ocierała mu się natrętnie o nogi, więc pochylił się i ją pogłaskał. Wtedy odkrył, że jedno ucho ma paskudnie rozdarte i krwawiące – trzeba je było zaszyć. Mądra kotka zgłosiła się od razu do chirurga.

            Bardzo dzielnie zniosła zabieg, w nagrodę dostała porcyjkę mleka po czym opuściła gościnny dom lekarza.

            Po kilku tygodniach  pan doktor znowu usłyszał pod drzwiami miauczenie.  I zdumiał się: pod drzwiami siedziały dwie kotki, dwie szare dachówkowe kocice. W jednej rozpoznał swoją pacjentkę, a druga najwyraźniej była jej koleżanką. Miała dokładnie tak samo poszarpane ucho, jak wcześniej znajoma pacjentka.  I ta znajoma  przyprowadziła tę nieznajomą do znajomego lekarza.

            Oczywiście i tę drugą doktor zoperował, a żona się śmiała, ile też jeszcze takich pacjentek się pojawi. Ale na tych dwóch się skończyło.

            A ja zachodzę w głowę, jak ta  kotka ze zszytym uchem wytłumaczyła tej poharatanej, że miała to samo i że wie, co z tym trzeba zrobić? Tylko niech za nią pójdzie.

            Kiedy opowiadałam tę historię Baśce, znajomej miłośniczce zwierząt, ona zrewanżowała się obserwacją z własnego podwórka.

            Trzyma w domu trzy psy i kocicę, która jest przywódcą tego stada. Któregoś dnia wyszła z mieszkania, ale cofnęła się, bo zapomniała zabrać śmieci i weszła niespodzianie do kuchni. Zobaczyła wszystkie trzy psy grzecznie warujące u stóp kuchenki, a na kuchence – urzędującą kocicę. Zsunęła pokrywę z garnka, w którym stało ugotowane dla zwierząt mięso, i wybierając łapką kąski, rzucała je kolejno psom na podłogę.

            Na ten widok Baśka dostała napadu śmiechu, nie potrafiła się gniewać na kotkę. Nie spodziewała się, że z niej taka rządziocha. Ale tylko gdy psy są grzeczne, bo kiedy ją czymś urażą, udaje nieobecną; siada tyłem i milczy obrażona. Umie i w ten sposób rządzić!