Maj to dla wielu dzieci miesiąc I Komunii Świętej. Dlatego przypomniał mi się pewien epizod à propos, który wprawdzie umieściłam w blogu przed dwoma laty, ale teraz pragnę przypomnieć.
Z własnego doświadczenia wiem, że wśród dzieci przystępujących do I Komunii świętej, niewiele jest takich, które zdają sobie sprawę z doniosłości tego wydarzenia w sferze duchowej. Na pierwszym miejscu stawiają prezenty (z biegiem lat coraz to droższe!) i – naturalnie dziewczynki – sukienki. Pewnie żadnemu nie przychodzi do głowy, że oto w Osobie Jezusa zyskują niezwykłego opiekuna. Historia, którą pragnę przypomnieć, dotyka właśnie tej tajemnicy.
Bohaterem jej jest chłopczyk wprawdzie za mały, by przystąpić do Komunii, ale za to gotowy, by uwierzyć w słowa kapłana o mocy Jezusa. Kiedy podczas mszy św. dla dzieci usłyszał w kazaniu, że jeśli ma się jakieś kłopoty, to wystarczy zapukać do Jezusa ukrytego w tabernakulum i poprosić Go o pomoc, postanowił skorzystać z okazji. Odczekał aż wszyscy wyjdą z kościoła, wziął krzesło, przytargał je pod sam ołtarz, wdrapał się na nie i zapukał w złote drzwiczki.
– Panie Jezu, jesteś tam? – zapytał. – Bo ksiądz nam powiedział, że tu mieszkasz i że można Ci wszystko powiedzieć. Że usłyszysz i pomożesz. A ja mam wielkie zmartwienie. Bo nasz tata pije. Mama nie ma pieniążków na jedzenie i my z siostrzyczką chodzimy głodni spać. Mama często płacze… – i dalej snuł swoją opowieść o codziennej niedoli, dopytując się, czy Pan Jezus im pomoże?
Wszystko to przez uchylone drzwi zakrystii widział i słyszał ksiądz z ministrantem. Kiedy nagle do kościoła wbiegł jakiś mężczyzna, kierując się do ołtarza, ksiądz wyszedł z zakrystii w obawie o chłopca. A mężczyzna porwał małego w ramiona i łamiącym się ze wzruszenia głosem zapewnił go, że już nigdy nie pójdzie spać głodny. Po czym padł na kolana przed księdzem i poprosił o spowiedź.
Okazało się, że ten jeden jedyny raz, przy niedzieli, ojciec wyszedł synkowi na spotkanie. Kiedy go nie zobaczył wśród dzieci na ulicy, wstąpił do kościoła. No i usłyszał gorzkie słowa prawdy…
I ta prawda nim wstrząsnęła.
P.S. A oto podnoszący na duchu mail od przyjaciela, ojca Zuzi, która właśnie przystąpiła do tzw. „wczesnej” I Komunii:
Przy okazji dzielę się radością.
Zuzia przystąpiła do pierwszej, tak zwanej „wczesnej” (jako 7 latka) Komunii Świętej. I w związku z tym „anegdota”.
Wczoraj opowiadała mi, że jedna z jej koleżanek z klasy też przystępowała (w innej parafii) do wczesnej Komunii,co było pretekstem do wymienienia listy prezentów, które ta koleżanka otrzymała.
Zuzanna pyta więc, który prezent podobał się jej najbardziej? Koleżanka na to, że hulajnoga (chyba elektryczna?!), na co Zuzanna odparowała, że to bardzo źle o niej świadczy, gdyż największym prezentem podczas tej celebracji jest przyjęcie Jezusa w Hostii.
Zuzia otrzymała w zasadzie jeden prezent – rower. Zarządziłem arbitralnie, aby goście nie zrobili „festiwalu prezentów”, bo to rozproszy dziecko i nie ułatwi przeżywania tego, co najważniejsze. Goście okazali się subordynowani, a biorąc pod uwagę wyżej opisaną historię, zamysł tego postu od feerii prezentów przyniósł zamierzone owoce.