Fałszerz z Holandii

Fałszerz z Holandii

Cz. 6 i ostatnia

Dalej – stary obraz ma na sobie sieć spękań, tzw. krakelury. Ta sieć sięga głęboko. Fałszerz potrafi zrobić sztucznie spękania, ale one nie sięgają warstw głębszych i dokładne badanie to wykryje. Han odkrył, jak pogłębić krakelury – wypalał swój obraz po wiele razy, po kolejnych etapach malowania.

Bardzo ważny też jest pędzel – bo jak znajdą inne włosie na powierzchni? Vermeer malował pędzlem z włosia borsuka, w XX wieku takowe dawno wyszły z użycia. Han przerabiał współczesne, borsucze pędzle do golenia na pędzle malarskie.

No i na koniec zaopatrzył się w rekwizyty – na perskim targu i w antykwariatach kupował oryginalne cynowe tace, kielichy i rozmaite potrzebne akcesoria z XVII w.   

 Należało jeszcze wymyśleć wiarygodny temat obrazu.  Z pomocą przyszedł wspominany już tu szacowny krytyk sztuki, Abraham Bredius, który w swoich rozważaniach o mistrzu z Delft napisał, że skoro się ożenił z katoliczką i przeszedł na katolicyzm, z pewnością namalował jakieś obrazy religijne, tylko trzeba cierpliwie czekać aż wypłyną. No, to Megereen przyszedł mu z pomocą: namalował to, na co krytyk czekał – obraz religijny. Temat? „Wieczerza w Emaus.”

Podsunął obraz pośrednikowi, ten podsunął krytykowi. Bredius, mocno już starszy pan, mało co się nie popłakał ze wzruszenia, że doczekał takiego odkrycia! Bo je sobie wymarzył i oto jest!  

Tu mi się przypomina porzekadło starożytnych Greków: strzeż się synu, żebyś nie znalazł czego szukasz!

Bredius się nie strzegł. Emocje wzięły górę; nie poddał obrazu żadnym  badaniom. Opisał go od razu w literaturze fachowej, piejąc z zachwytu. I pod wpływem zachwytów eksperta tej miary, muzeum w Rotterdamie nabyło pierwszego „Vermeera” za drobne… pół miliona guldenów!

Wśród odbiorców sztuki zapanował entuzjazm. Odnaleziony kolejny Vermeer!  Kiedy w czerwcu 1938 roku otwarto wystawę „Cztery wieki arcydzieł 1400-1800”, falsyfikat Megereena święcił na niej triumfy. Wprawdzie padały ciche głosy, że to przecież jawne fałszerstwo i to dostrzegło nawet kilka osób z branży, ale głosy autorytetów i entuzjazm przeważył, i… oślepił.

Autor codziennie chodził na tę wystawę i napawał się sukcesem. Czasem słyszał głosy oburzenia, że takie coś za tyle pieniędzy! zgroza – ale natychmiast słyszał swoich obrońców. Kiedyś wyciągnął rękę, żeby dotknąć obrazu – natychmiast strażnik go zrugał, że to skarb narodowy, a on ośmiela się dotknąć…

Megereen miał z pierwszego małżeństwa syna, który też parał się malarstwem. Kiedy przyszedł na wystawę, rozpoznał natychmiast pędzel ojca. Nic nie mówił, ale kiedy ojciec nalegał na ocenę, czekając na pochwały – powiedział, że to przecież żaden Vermeer, że to obraz z XX wieku.

Ojciec udał zdumionego.

– A kto mógłby go namalować?

 – Ty, ojcze.

  – Po czym poznałeś?

 – Wydłużone twarze, ciężkie powieki, ręce – to twoja ręka, i  akcesoria: kielich i taca, jakie widziałem w twojej pracowni…

Syn zobaczył, niektórzy ze zwiedzających widzieli, ale krytycy sztuki, znawcy! – nie zobaczyli. A skoro tak dobrze poszło z pierwszym, to czemu nie uradować Brediusa raz jeszcze i nie dopomóc mu w odnalezieniu innego religijnego płótna Vermeera? I dopomógł.

Teraz fałszerz żył jak milioner: wspaniała willa w Nicei, przyjęcia, elita towarzyska… I puszczał w krąg legendę, że bogactwo zawdzięcza wygranej na loterii.

Miesiąc po sukcesie z pierwszym, zaczyna pracę nad drugim fałszerstwem – „Ostatnia Wieczerza”. Ceny dyktuje coraz wyższe. Kiedy sędzia na procesie ironicznie zauważył, że te jego niebotyczne ceny … – odpowiedział, że nie miał wyboru.  Oryginalny Vermeer musiał przecież kosztować, inaczej by natychmiast powstało podejrzenie, że to podróbka. Dalsze falsyfikaty przypadły na czas wojny, nikt nic nie badał.

Jak to się skończyło, już wiemy.

            Zazwyczaj falsyfikaty się niszczy. Dla „Vermeerów” Megereena zrobiono wyjątek i aż pięć obrazów pozostawiono w ekspozycji muzealnej w Rijksmuseum, kilka innych trafiło do kolekcji prywatnych, a „Jezus wśród doktorów” –  obraz namalowany podczas procesu jako dowód fałszerstwa, znajduje się w kościele w Johannesburgu.

            Johann Vermeer nie pozostawił wielkiego dorobku, zmarł nagle, zaledwie 42 letni. Uważa się, że ocalało 38 obrazów oryginalnych Vermeera. W galeriach Stanów Zjednoczonych znajduje się 11, w Holandii  zaledwie 7.  Nic dziwnego, że każdy „odkryty” Vermeer był przez Holendrów tak entuzjastycznie przyjmowany.