Gąski moje, gąski…

                                   

            Ludzie trzymają rozmaite zwierzęta w domu. Przeważnie są to psy i koty, ale też papugi i kanarki, chomiki, myszki i szczury. Nasza słynna poetka, Pawlikowska Jasnorzewska, zwana w rodzinie Lilką, trzymała oswojoną wiewiórkę, której po tragicznej śmierci poświęciła  przejmujący wiersz, jak to

[…] raz w godzinie złej, urzeczonej

 drzwi zgniotły kłębek rudo-czerwony[…]

 A w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku jakaś pani w Warszawie zamówiła sobie u marynarza jaszczurkę z dalekich krajów i otrzymała przez pomyłkę malutkiego krokodyla, który był łaskaw urosnąć już w garsonierze tej pani, gdzie z połowy swego lokum zrobiła mu bardzo uprzejmie, terrarium. Opowiadał wtedy o nim w radio pewien weterynarz wezwany na ratunek, gdy po śmierci chomika, z którym się krokodyl zaprzyjaźnił, choć otrzymał go ileś tam tygodni wcześniej  na śniadanie, biedny osamotniony nagle krokodylek popadł w depresję.

            I to już chyba wszystkie udomowione stworzenia o jakich słyszałam ze zwyczajnych domów, no, bo dyrektorzy ogrodów zoologicznych potrafią rodzinie zafundować nawet tygryska, jak pp. Żabińscy przed wojną swojemu synkowi.

Do  znanej mi kolekcji zwierzęcych pupilów jakieś dwa lata temu doszły przedstawicielki ptactwa nie należące do gromady udomowionych mieszczuchów, mianowicie dwie przemiłe gąski w domu mojej przyjaciółki, i imienniczki, Bożeny, i jej męża, Staszka.

  Zaczęło się całkiem niewinnie. Ich sąsiadka z Kaszub, dokąd każdego lata wyjeżdżają na działkę,  zamówiła u nich dwie gąski, obie płci żeńskiej. Kiedy Bożena jej te gąski przywiozła, kobieta zmieniła zdanie, rozmyśliła się i ich nie przyjęła. Co było robić? Śliczne, maleńkie gąseczki skubały sobie przez lato trawkę na działce i rosły, a gdy nastała jesień i czas powrotu z wakacji, spore już gąski wróciły do stolicy razem z państwem G. Przy czym Bożenę traktują jak mamę, depcą jej po piętach, tulą się, chwytają dziobem  za włosy, każą się drapać pod piórami, radośnie gęgają. Od Staszka, nie wiadomo dlaczego, uciekają.

Mieszkają w kojcu ustawionym w kuchni. Bardzo zgodnie współżyją z dużym psem, wilkiem, któremu – nie bardzo wiem po co – np. Pola, ta odważniejsza gąska, potrafi władować całą główkę do gardła i wtedy pies cierpliwie trzyma rozwartą paszczę, dopóki Pola nie raczy się z niej wysunąć.  

Ponieważ mieszkają na parterze, gąski mają do dyspozycji maleńki ogródek, dokąd codziennie, bez względu na pogodę, pani z nimi wychodzi, siada na stołku odpowiednio opatulona, kiedy jest zimno, i godzinę, dwie pasie te swoje podopieczne. Tu skubią ursynowską trawę, ale w kuchni czeka na nie obfite menu, nawet podejrzewam, że bardziej  urozmaicone niż potrawy samych państwa. Bożena im dogadza jak może: lubią biały ser, jajka na twardo, rzodkiewki, sałatę, ziarna pszenicy, kaszę ale tylko bulgar(?), bo innych nie uznają, lubią też sproszkowane skorupki kurzych jajek. Same także znoszą jaja, ale właściwie znosi je tylko Pola, bo Plastusia ostanie zniosła rok temu. Pyszne, dwu żółtkowe wielkie jaja na jajecznicę.

Obie gąski, a właściwie teraz to już wielkie i ciężkie gęsi, różnią się od siebie także charakterem. Teraz modne jest słowo „osobowość”, więc można powiedzieć – osobowością. Otóż o ile szczupła Pola jest spokojna, cicha, opanowana, nigdy nie urządza histerii, najwyżej wyładowuje czasem energię na psim koledze, o tyle tęga Plastusia o byle co się wydziera i stale domaga uwagi. Domownicy nazwali ją gęsią kapitolińską, bo podnosi alarm, kiedy tylko pojawia się ktoś obcy, robiąc konkurencję psu. Jest też bardzo zazdrosna, nie znosi, kiedy w jej obecności pani ośmiela się korzystać z komórki; dziobie wtedy swoją ukochaną panią tak mocno, że aż boli, a w przerwach się wydziera i trzeba jej siłą zamykać dziób.

Vis à vis ich domu stoi wysoki blok i mieszkańcy mają uciechę – kiedy gąski spędzają czas w ogródku, ileś tam par oczu spogląda z rozbawieniem na oryginalną scenę pasterską Anno Domini 2023 i sceny zazdrości jednej z gęsi. Jeszcze większą atrakcję mają dzieci, wnuki Bożeny, kiedy zjeżdżają do Warszawy i mogą się pobawić z gąskami.

             Pani tak pokochała te gąski, jak kocha wszystkie swoje psy i koty, jako że ma wielkie serce. To są jej prawowici domownicy, do których już teraz i ona frunie na skrzydłach, kiedy się nieopatrznie zasiedzi u mnie, bo nie może ich zawieść, a właśnie nadchodzi pora spaceru. I jest oburzona na Internet, bo kiedy szuka jakichś wskazówek hodowlanych pomocnych jej w chowie gęsi, znajduje tylko przepisy… kulinarne à propos.