Kobusz

Kupiłam sobie w prezencie na Gwiazdkę książkę. Nosi tytuł:

 KOBUSZ – Jan Kobuszewski z drugiej strony sceny, a napisała ją z talentem Hanna Faryna-Paszkiewicz, prywatnie siostrzenica aktora. [Mando 2021]Bardzo sympatyczna i dowcipna lektura, a na dowód pragnę przytoczyć tu na raty kilka wybranych fragmentów.

                                                  POCZĄTKI

            Kobuszewski?Wysoki na twarzy i pociągłego wzrostu – powiedział żartobliwie o przyszłym aktorze prof. Zelwerowicz. I zgodnie z innym ważnym członkiem komisji egzaminacyjnej, prof. Kreczmarem, odrzucili chudego kandydata. Od Kreczmara, po tym pierwszym, nieudanym podejściu  do Szkoły Teatralnej, Kobuszewski otrzymał druzgocącą notę „zero talentu.” Na szczęście drugie podejście, z recytacją m.in. Byczka Fernando, (chciałabym to usłyszeć i zobaczyć!) ujawniło talent i okazało się szczęśliwsze tak dla studenta, jak i dla nas wszystkich.

Kobuszewski był rdzennym warszawianinem, tu się urodził (1934), tu jako kilkuletni chłopiec przeżył okupację, i tu po wojnie spędził całe dorosłe życie.

            [s. 29-30]  […] przedwojenną stolicę wspominam do bólu, śni mi się po nocach. Teraz to już inna Warszawa, ale ponieważ byłem świadkiem zburzenia i odbudowy, więc kocham ją po prostu za to, że jest.

Znał na wylot historię swego miasta, wiedział dlaczego jakaś ulica akurat tak się nazywa. I chętnie dzielił się tą wiedzą.

– Bagatela? Od kawiarni jaka tu powstała jeszcze za księcia Józefa Poniatowskiego.

            Freta? – Od nieużytków miejskich, po łacinie freta civitas.

            Al. Szucha? – Od nazwiska ogrodnika i projektanta Łazienek w XVIII w.

            Agrykola? – Od nazwiska Karola Ludwika Agricola, projektanta dojazdu do Łazienek dla króla Stasia 

                                 SZKOŁA  TEATRALNA

 Po dyplomie przez pewien czas co pięć lat spotykali się z kolegami z roku. To była część zaszczepionej w szkole tradycji.

[s. 74] Jestem z czwartego powojennego rocznika PWST, ale w jakimś sensie, choćby przez osobę Zelwerowicza, była to kontynuacja tamtej przedwojennej uczelni. Właściwie zasad jakie w niej panowały. Moi profesorowie: Kreczmar, Romanówna, Wyrzykowski – mimo niesprzyjającego politycznie czasu – przenieśli tamte idee. Bo to nie była tylko nauka zawodu, ale i etyki i moralności, koleżeństwa. To były także idee Reduty Osterwy. Dla mnie nie są to i nigdy nie będą wykopaliska z czasów prehistorycznych. Świętość sceny, obowiązek służenia publiczności, temu najbardziej surowemu, ale życzliwemu egzaminatorowi, dla mnie [te idee] przetrwały. W nas to żyje. […] To są idee podchodzenia do zawodu w sposób bezwzględnie uczciwy.

                                      c.d.n.