Kulisy mego warsztatu

W kręgu Wazów, cz. 1

            Robiłam ostatnio porządki w poczcie mailowej i wśród pięciu tysięcy listów do likwidacji znalazłam zapomnianą korespondencję ze stycznia 2013 roku – z przyjacielem zainteresowanym i często pomocnym w procesie narodzin nowej wersji książki o Wazach dla PWN. Opowiadałam mu z czym się akurat mozolę. Ponieważ żal mi było likwidować te w gruncie rzeczy zabawne maile, zmieniłam tylko miejscami stylistykę epistolograficzną i wklejam je do bloga, jak lecą. Podzieliłam tę pocztę na 3 odcinki, żeby nie nadużywać cierpliwości moich Czytelników. A zatem brzmiało to tak:

Dzięki internetowym staraniom przyjaciela, dziś kurier przyniósł mi cudo wydrukowane w 1570 roku, a przypomniane w 1974 roku, noszące tytuł „Historyja prawdziwa o przygodzie żałosnej książęca finlandzkiego Jana i królewny polskiej Katarzyny”, pióra Marcina Kromera. Od tej historyi zatem zaczynam, czyli ab ovo: bo Kromer wyjaśnia, jakim cudem szwedzki Waza – nasz Zygmunt III z warszawskiej kolumny, pojawił się na polskim tronie?

        Muszę więc najpierw jego mamę, jagiellońską królewnę, wydać za jego tatę, syna szwedzkiego króla, Gustawa I, by powitać naszego Wazę na tym świecie, na obczyźnie. A biedaczek narodził się w więzieniu i Kromer bardzo ciekawie o tym pisze.

        Szczerze mówiąc, od dawna nosiłam się z zamiarem napisania nowej książki o czterech córkach Bony. Pieściłam już w myślach taki piękny tytuł: CÓRKI KRÓLOWEJ BONY.

[Tak o tym pisałam w mailu do przyjaciela w listopadzie 2012 r: Pomyślałam sobie, czy przez sympatię do Bony nie zająć się na stare lata jej córkami? Były cztery siostry. Historycy je dobrze znają, to żadna tajemnica, ale ludek polski chyba nic o nich nie wie. Z wyjątkiem Anny Jagiellonki.]  

W związku z tym nakleiłam sobie nawet podarowaną od przyjaciela podobiznę Bony na szklanych drzwiach do kuchni i teraz stale na nią spoglądam, bo ma mi dopomóc w pracy. Tyle że zmieniłam nieco plany; w wyniku sugestii wydawcy, nie piszę o wszystkich córkach, lecz wracam raz jeszcze do jej wnuka i do dworu polskich Wazów.

        Zaczynam tę historię od najmłodszej córki Bony,Katarzyny, podobno wcale przez matkę nie kochanej. Piszą kronikarze, że z czterech swoich córek królowa kochała tylko Izabellę, pierworodną, a jej oczkiem w głowie był rozpieszczony  Zygmunt August, który potem przerobił mamusię na szaro, bo odsunął ją od rządów, a nawet zerwał całkiem kontakty.

         A córki Bony były jakieś pechowe. Pierworodną Izabellę po śmierci starego męża przepędzono z tronu Węgier, i wiodła tam gorzki żywot wdowy. Pod Zofią księżną Brunświcką załamała się posadzka i nieszczęsna spadła piętro w dół. Została kaleką, całe dalsze życie spędziła na wózku. Katarzyna z mężem spędziła w sztokholmskim więzieniu nie tylko miesiąc mało miodowy, lecz aż cztery lata, i w więzieniu dzieci rodziła.  Anna, formalna królowa Polski, nie zaznała upragnionego szczęścia w małżeństwie z młodszym księciem węgierskim, bo Batory jak mógł, tak od niej uciekał, a w sejmie głośno narzekał,  „żeście  mi za żonę starą babę dali.”  

     A królowa matka? Bona wcześniej się spakowała, jakieś skarby zamknęła na kłódkę w piwnicy zamkowej i nawet nie machając chusteczką zapłakanym córkom na pożegnanie, wyjechała do Włoch, do swego księstwa w Bari. No i też była pechowa, bo za pieniądze hiszpańskie zdradził ją tam własny doktor, podając skutecznie truciznę. Hiszpanie byli jej winni takie sumy, że woleli ją otruć niż zwrócić dług. Słynne sumy neapolitańskie. Ciekawe, tyle że w polityce nihil novi sub sole, co się tłumaczy na nic nowego pod słońcem.

Jeszcze muszę się wybrać do Biblioteki Narodowej, żeby ponownie przestudiować 5 tomów korespondencji tych kilku sióstr, opublikowanej przez Aleksandra Przeździeckiego w wieku XIX, w dziele p.t. „Jagiellonki Polskie w XVI wieku”.

[Tak o tym pisałam we wspomnianej korespondencji w jesieni 2012 r: W XIX wieku pewien krakowski historyk wydał częściowo ich korespondencję, którą kiedyś, za młodu, czytałam z wypiekami na twarzy. Była to lektura -wreszcie! – nie marksistowska, lecz „burżuazyjna” i dotyczyła tzw. jednostek, czyli czegoś, co się wtedy nie liczyło – jednostka zerem! -grzmiał tow. Majakowski, ważne były klasy i warstwy społeczne, nie poszczególni ludzie. Na studiach historii bardzo tego przestrzegano i studia były nudne jak flaki z olejem.]

Udostępniają to wprawdzie w internecie, ale tylko część i do tego kawałkami stronic, że nie można zobaczyć daty ani nadawcy, ani nawet  czasem odbiorcy. A to są właśnie listy córek królowej. Nie ma tam jeszcze mowy o Wazach, o moich bohaterach, ale tchnie klimat epoki. Można się też dowiedzieć, jak się panie siostry do siebie zwracały, jak inni do nich. Są skargi i lamenty Anny Jagiellonki, bo żali się na „pana brata”. Pisze też w jednym miejscu, że nie ufa papierowi, żeby siostra list ten podarła.

Podarła! Dobre sobie! A z czego potem ma czerpać historyk? To wszystko bardzo mi się przyda, ja teraz szukam inaczej niż kiedyś. Zupełnie w czym innym upatruję wartość przekazu. Chciałabym, żeby moja ostatnia książka o Wazach była do czytania, żeby to była literatura piękna oparta na faktach. Korespondencja prywatna to prawdziwy skarb dla historyka, który nie ucieka się do fantazji.

c.d.n.