Legendy świętych, 1

         KIEDY BAJKA OKAZUJE SIĘ RZECZYWISTOŚCIĄ

                                       Cz. 1

Uważam, że głupotą jest nie wierzyć w prawdziwość czegoś tylko dlatego, że się tego nie da zobaczyć i że się tego nie rozumie. Komputera ani tableta ogromna większość użytkowników nie rozumie, a z nich korzysta i nie nazywa tego zabobonem. Natomiast zjawisk parapsychicznych, tzw. nadprzyrodzonych, nie traktuje się jako dziedziny nieznanej, którą należy poznać, tylko jako coś, co wypada między bajki włożyć. I jeśli ktoś wykształcony, nie daj Boże profesor, opowie się za istnieniem jakiegoś niepojętego fenomenu, w oczach poważnych naukowców jest skompromitowany. Ośmieszy się wiarą w „bajki”.

 W średniowieczu dużą część malarstwa sakralnego zajmowały malowane biografie świętych umieszczane w kościele na deskach ołtarzowych. Przeważnie były to poliptyki, ale czasem na jednej dużej desce umieszczano po kilka obrazów, ukazujących niezwykłe epizody z życia świętego, którymi ów święty zasłynął. Takie zbiorowe obrazy nazywano „Legendą świętego”, przy czym  określenie to nie oznaczało legendy w naszym rozumieniu tego słowa, a w historii sztuki nie znaczy tego i dziś – legendy, czyli bajki, mitu, lecz tak jak w przypadku podpisów na mapie, wskazuje na lekturę obrazów, bo słowo to pochodzi od łacińskiego  legolegere – czytać. „Legenda” – coś, co należy przeczytać.

 Ale jestem przekonana, że nawet gdyby każdy człowiek wiedział, jak należy rozumieć umieszczone nad obrazem słowo Legenda i tak oglądałby te malowidła z uśmiechem politowania na ustach, uznając dziwne sceny właśnie za bajkę. Przecież w powszechnym rozumieniu nadal średniowiecze uważa się za czasy ciemnoty i zabobonów.

Tymczasem opinia ta mija się z prawdą i świadczy jedynie o ignorancji historycznej, bo wcale to nie były czasy ciemnoty – wystarczy przyjrzeć się gotyckim katedrom. I podobnie owe legendy malowane na średniowiecznych deskach nie są ilustracją bajek, ani  rezultatem ówczesnych zabobonów.   

Przyjrzyjmy się zatem bliżej kilku takim „legendom”.

                                      c.d.n.