Na Walentynki, cz.3

            Kiedy latem 1671 roku on chwyta oddech w przerwie na polu kolejnej bitwy z Turkami, dociera do niego poczta od umiłowanej Marysieńki. Nareszcie! Tak wygląda jakiegoś słowa krzepiącego. Tymczasem, co mu pisze ukochana żona? Że całe pożycie z nim dotąd było dla niej… nieznośne i męką niepojętą.

A w pamięci tkwiły i boleśnie uwierały żywe wspomnienia pierwszej miłości:

            Jaka tu różność od onych czasów i jaka odmiana! Pierwsza owa szczęśliwa pod Czerskiem stodoła, gdzie ledwie nie konano[…], nuż żółkiewska stodoła, nuż owa w Chmielu, w której jakie protestacje i jakie lamenty, że i  dnia wytrwać [beze mnie] nie możono, gdzie momenty zdały się wiekami, gdzie się napatrzeć, gdzie się nagadać nie możono, gdzie w drzewie jednym daleko od wszystkich ludzi zamknąć się życzono  …

            W 1672 roku znowu zgoda i znowu Jachniczek całuje najśliczniejszą i najwdzięczniejszą Marysieńkę od stopeczek do główeczki.      

A potem kolejny kryzys: Przedtem jedna koszula zdała się być wielką przegrodą, […] a potem już się kołdrą obwijać kazano

            Nie ocalały listy Marysieńki. Tylko z cytatów w listach mężowskich poznajemy krzywą uczuć żony, a to się stale zmieniało. Kiedy hetman wielki koronny został wybrany królem, Marysieńka zapałała znowu gorącym uczuciem. Pisanie ślicznej rączeńki król nosił przy sobie, tulił do serca i całował. Zazdrościł kroplom deszczu i rosy, w które chciałby się obrócić, by spaść na najśliczniejszą busieńkę serca mego.

            Ale na jak długo starczyło blasku korony podsycającego gasnącą miłość? Na jakieś pół roku, bo już wtedy rozżalony mąż pisze: z łóżka mnie wyganiasz. Marysieńka znowu śle mu w listach pretensje i żale, stwierdza że doszła do kresu zobojętnienia. Król, akurat znowu na wojnie, odbiera to jak ciosy wspomagające Ibrahima paszę w polu: boś mię milion razy bardziej poturbowała listem swym…    

            Zgaszona miłość do męża odżyła raz jeszcze w królowej w okresie kampanii wiedeńskiej.  Lęk o jego życie przywrócił dobre uczucia. Marysieńka zamartwia się o niego i śle ciepłe listy. Ale… nie wszystkie. Tuż przed decydującą bitwą o Wiedeń, (a w gruncie rzeczy o całą Europę), zarzuca królewskiemu małżonkowi, że … ziębnie wobec niej.

Kiedy jest blisko, ucieka od za gorącego, kiedy jest daleko, i to w ciężkiej zbroi jako wódz naczelny kilku armii, dochodzi do wniosku,  że mąż ziębnie i wpada na pomysł, że właśnie teraz musi mu to koniecznie zakomunikować. Właśnie teraz!

            Wiele jej można wybaczyć, bo była ciężko chorą kobietą, ale charakter miała okropny. Kiedy Jan III, utalentowany wódz, wrócił z tej groźnej wojny z tarczą, znowu powróciły domowe kontredanse.  

            Dobrego humoru nigdy; czegom chciał albo o com prosił, nigdym żadnej nie uznawał complaisance [uprzejmości]; co zasnąć nie możono zrazu beze mnie i ustawicznie proszono, żeby się jeszcze bliżej przymknąć, to potem stołek przystawiano do łóżka i tam poduszki kładziono, żeby ode mnie być jak najdalej…

            Jan III zmarł w 1696 roku. Marysieńka przeżyła męża o 20 lat. W dalekim Blois, zamku nad Loarą, miała dość czasu na rozmyślania. W pisanych stamtąd listach do zięcia wyznała, że nie zasługiwałam na tak wielką miłość Króla Jego Mości, mojego pana

No cóż… lepiej późno niż wcale.