O dziadku z UB

                            Z listu pani X. do Ady Edelman

Swojego dziadka kochałam chyba najbardziej z całej rodziny, oczywiście nie wliczając rodziców. Zawsze był dla nas, wnuków, bardzo łagodny i cierpliwy. Wiedziałam, że pracuje jako milicjant i w swojej pracy jest kimś ważnym. Kiedy nastały w Polsce czasy transformacji ustrojowej, dziadek był już na emeryturze. Nie wspominam tego okresu najlepiej. Miałam 18 lat i ze zdumieniem obserwowałam, jak cała nasza rodzina rozpada się przez politykę.[…]

Poznałam wtedy bardzo przystojnego i mądrego chłopaka. To on uświadomił mi, w czym wiele lat wcześniej brał udział mój dziadek. Jak się okazało był funkcjonariuszem UB, wpisującym się ściśle w niechlubną historię tych służb. Nie mogłam w to uwierzyć.

Kolega zorganizował spotkanie z pewnym starszym panem, którego mój dziadek przesłuchiwał. Byłam wstrząśnięta jego opowieścią i podejrzeniem, że dziadek nie tylko katował zatrzymanych, ale że brał udział w ich likwidacji. Nie chciałam o tym rozmawiać z rodzicami. Pod nieobecność dziadka poszłam do babci i kiedy zapytałam, czy to wszystko prawda, ona, niestety, nie zaprzeczyła.

Nie jesteś sobie w stanie wyobrazić, co ja wtedy czułam. Świat się zatrzymał, a ja nie miałam pojęcia, jak dalej żyć z prawdą ciążącą niczym kamień. W mojej babci też coś pękło i zaczęła  opowiadać historie, o których nie miałam pojęcia. Jak dziadek przez lata się zmieniał, jak to się stało, że przeszedł do milicji i jak od lat cierpi za swoje złe uczynki.

Okazało się, że prześladują go koszmary i od niepamiętnych czasów nie przespał spokojnie ani jednej nocy. Babcia oświadczyła nawet, że uważa ich mieszkanie za nawiedzone i że dzieją się w nim niewytłumaczalne rzeczy. Błagała, żebym nic nie mówiła dziadkowi i nie dała po sobie poznać, że wiem o jego przeszłości. Powiedziała, że on już tu, na ziemi odbył pokutę.

Nie było mi łatwo, ale starałam się uszanować prośbę babci.

Kilka miesięcy po tej rozmowie dziadek przeszedł zawał. Babcia za nic na świecie nie chciała zostać sama w mieszkaniu. Nie bardzo mogliśmy ją wziąć do siebie, ponieważ w naszym mieszkaniu trwał kapitalny remont. Zdecydowałam, że na czas pobytu dziadka w szpitalu zamieszkam z nią. […]

Mieszkałam z babcią prawie dwa miesiące. [..] Siłą rzeczy wróciłyśmy do wcześniejszej rozmowy, zwłaszcza że czułam, że coś jest nie tak. Kilka razy miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. To było bardzo nieprzyjemne. Widziałam, jak uchylają się drzwi, mimo że nie było przeciągu. Któregoś razu po powrocie z zakupów zastałyśmy rozrzucone po podłodze dokumenty. Zupełnie jakby ktoś celowo i z impetem zrzucił z półki  kartonowe pudełko, gdzie dziadek trzymał różne umowy i pokwitowania. Wszystko szybko pozbierałam, ale babcia rozkleiła się na dobre. Zrobiłam herbatę i długo rozmawiałyśmy.

Dowiedziałam się, że zjawy prześladują dziadka od wielu lat z mniejszą lub większą częstotliwością, ale praktycznie prawie każdej nocy.

Dziadek dostał swoją ciepłą posadkę w milicji po tym, jak pewnej nocy zaczął strzelać do jednego z duchów. Uznano, że to załamanie nerwowe i całą sprawę zatuszowano.[..] Kiedy babcia skończyła mówić, w pokoju pękła żarówka i wyskoczyły korki. Poszłam po sąsiada, który zajmował się wszystkimi naprawami. Czekałam na niego w drzwiach i słyszałam, jak idąc do nas, powiedział: „Znowu to przeklęte mieszkanie, tam nigdy nie ma spokoju, duchy chyba harcują.”

Los chciał, że pierwsza odeszła babcia. Dziadek został sam i w dodatku zaczął pić. […] Lekarze kwalifikowali zachowanie dziadka jako manię prześladowczą, on sam ciągle mówił o demonach przeszłości, które chcą jego śmierci. W końcu pozwolił umieścić się w szpitalu psychiatrycznym na obserwacji.

Próbowałam mu pomóc, angażując w sprawę osoby duchowne i świeckie. Kobieta medium zaproszona do mieszkania dziadka stwierdziła obecność trzech „istności” duchowych.[…] Jechałam przez pół kraju, żeby rozmawiać z dalekim kuzynem-zakonnikiem. [Ten skontaktował panią X. z innym zakonnikiem] obdarzonym zdolnościami określanymi jako paranormalne. To było dla mnie niezwykłe spotkanie. Ten duchowny sam był ofiarą ludzi takich jak mój dziadek. Nie oceniał i nie potępiał. Długo trzymał dłonie nad zdjęciem dziadka. Wreszcie powiedział, że dziadek nie jest chory psychicznie, że nawiedzają go duchy.[…]

W klasztorze odprawiano modły i stan dziadka się poprawił. Pozwolono nam zabrać go do domu. […] Po okresie względnego spokoju dziadek wrócił do siebie i kilka dni potem skoczył z dachu. Zostawił krótką notatkę: „Dwóch odeszło, ale ten trzeci wrócił. Teraz ja ucieknę jemu. Pamiętajcie o mnie.”

[…] Zakonnik medium powiedział, że to można by było zakończyć, gdyby dziadek żałował i prosił o wybaczenie, ale tak się nie stało.