Paulina Młynarska

c.d.

Ponieważ jednak wtedy […] nie miałam pojęcia, co może być dla mnie naprawdę dobre, korzystałam z zastanych w swoim środowisku scenariuszy na spełnienie. Uwierzyłam, że tym, co uczyni mnie szczęśliwą i nada mojemu życiu znaczenie, będzie „sukces” – w postaci własnego talk-show na jakiejś dużej antenie telewizyjnej. Tak, żeby mnie oglądało kilka milionów osób. Tak sądziło moje biedne ogłupiałe ego.[…]

Kultura, religia, szkoła, rząd, rodzice, grupy rówieśnicze, przemysł i finansowana przezeń namolna reklama lansują w naszych głowach taki, a nie inny model  tak zwanego szczęścia. W moim otoczeniu rodzinno-towarzyskim aby odnieść „sukces”, trzeba  było się stać kimś sławnym i oklaskiwanym.[…] 

Nie sposób zliczyć wszystkich pracujących  w tle programów społecznych, wywierających realny wpływ na to, co robimy każdego dnia […] To za ich podszeptem dobrowolnie zapisujemy się do różnych więzień, takich jak koszmarne związki albo walka o sukces w rozumieniu opisanym powyżej. Odpuścić, oduczyć się chciejstwa, przestać śnić swój rozpaczliwy sen o potędze. To było zadanie dla mnie. Dopóki tego nie uczyniłam zasuwałam jak szczur przez labirynt.

Jednym z pierwszych owoców, jakie przyniosła mi praktyka medytacyjna, było uświadomienie sobie, że tak naprawdę […] nie lubię całej tej sławy i rozpoznawalności, jaką daje praca w telewizji. Że to dla mnie źródło stresu, a nie satysfakcji.[…] Że posiadanie kolejnej pary super drogich niewygodnych jak jasna cholera butów wydaje mi się bez sensu.[…] Że jestem śmiertelnie zmęczona. Że moja droga na szczyt jest tak naprawdę ślepym zaułkiem.

                                                    ***

 …]przekazuję dobrą wiadomość, którą zapewne słyszałaś już dziesiątki razy: zmiany zaprowadzone we własnym wnętrzu skutkują zmianami w świecie zewnętrznym. Czyli w robocie, w wyglądzie, zdrowiu, wyborze miejsca w którym żyjemy, i wiele, wiele więcej.

W największym skrócie: jeżeli załamują cię toczące się wojny, przybija poziom agresji i ogólnie pragniesz, by nastała era „peace and love”, na bieżąco zaprowadzaj pokój w swoim życiu. Pogódź się z kim trzeba, odpuść, przeproś, zmilcz, wysłuchaj, a jeśli to konieczne, po prostu opuść strefę konfliktu.

[…] O ileż wygodniej byłoby szukać przyczyn własnych niepowodzeń i zmartwień na zewnątrz. W innych, w losie, w „ciężkich czasach”, w sytuacji politycznej, a nawet w zmieniającym się klimacie. Niechętnie przyjmujemy do wiadomości fakt, że większość kłopotów i toksycznych sytuacji, które są naszym udziałem, organizujemy sobie sami.[…]

Rozejrzyj się, Na pewno masz w swoim otoczeniu kogoś, kto nieustannie na siebie narzeka, jest wiecznie nieszczęśliwy, ale oczywiście konsekwentnie odmawia pracy nad sobą w celu wprowadzenia  pozytywnych zmian. Tacy ludzie potrafią zatruć każde środowisko. Negatywnie nastawieni, ulegający silnym emocjom, wiecznie spięci, stosujący przemoc słowną albo fizyczną lub – na drugim biegunie – marudni i pozbawieni inicjatywy.

Może jesteś kimś takim? Może i ty bez końca fantazjujesz, jak by to było wspaniale pochodzić z innego domu, mieć inne ciało, mieszkać w innym kraju. A tymczasem na każdym kroku dajesz upust złym emocjom. Jesteś chmurą gradową, podnosisz głos, może nawet posuwasz się do przemocy fizycznej.

A może uderzasz w „umierający” ton i zadręczasz innych swoimi nierozwiązywalnymi problemami, jednocześnie powtarzając jak katarynka, że nic nie znaczysz i na nic nie masz wpływu.

          Paulina Młynarska   „Jesteś spokojem”, Prószyński i S-ka 2019, s. 149-152 i 155