Śmierć?

            Wśród Polaków zesłanych podczas wojny do Kazachstanu, a którzy po latach szczęśliwie powrócili do kraju, były dwie kobiety, matka i córka. Schorowana matka wkrótce zmarła ku rozpaczy Anny, swej córki. Któregoś dnia, gdy ta ogromnie odczuwała tęsknotę za matką, usłyszała jej głos i polecenie, by wzięła zeszyt i notowała, co usłyszy. Od tego czasu zaczęły się rozmowy Anny nie tylko ze zmarłą matką, lecz także z innymi osobami z tamtego świata.

  Anna, osoba wykształcona, z zawodu historyk sztuki, (dziś już nie żyje), nie była chora psychicznie, ani nawiedzona. Miała rzadki dar komunikowania się ze zmarłymi. Wiele lat starała się o zgodę Kościoła na wydanie tych niezwykłych rozmów, ponieważ dotyczyły spraw duchowych, i wreszcie taką zgodę uzyskała.

Wydała kilka tomów p.t. „Boże wychowanie”. Pozycja z której ja zaczerpnęłam poniższe cytaty, nosi tytuł „Słowa Jezusa Chrystusa do polskiego narodu” i została wydana przez Apostolstwo Miłosierdzia Boskiego w 1993 r.  Ukazała się bez nazwiska autorki, zgodnie z jej wolą.     

     Rozmówcami Anny byli jej przyjaciele, krewni i znajomi, a także osoby wskazane przez matkę, szukające kontaktu z bliskimi na ziemi, pragnąc im coś przekazać.

Oto jedna z takich rozmów o przejściu z tego życia w to pośmiertne.

            17-18 maja 1968 r. Mówi przyjaciel:

            Możesz mi wierzyć, ja nie pamiętam momentu śmierci. Nie widziałem nic, nie wiem, kiedy to nastąpiło. To jest taki straszny wstrząs, ale nie ból. […] Wiedziałem z całkowitą pewnością, że to jest właśnie śmierć: nie wypadek, zranienie, szok – przecież tyle razy przechodziłem przez to – ale teraz miałem pewność, że to jest to, co nazywa się śmiercią.

            Wtedy cały oddałem się Bogu, Chrystusowi – o ile jest rzeczywiście taki miłosierny. Tylko to jedno mogłem zrobić, zwrócić się do Niego, niech mnie sądzi.

– Dlaczego wezwałeś właśnie Jezusa?

– Do kogo miałem się zwrócić? O Nim mówiono mi, że jest miłosierny, a ja potrzebowałem miłosierdzia.

– Skąd to wiedziałeś?

– WTEDY SIĘ WIE. Jest taka sekunda, błysk, moment, że widzi się siebie zupełnie bezbronnego samego wobec ogromu tajemnicy i wydaje się, że jedynym punktem zaczepienia się, oparcia [..] jest On, że On usłyszy i zrozumie. […]

Wtedy, gdy zostajemy pozbawieni ciała, czujemy się okropnie „nadzy” w pierwszej „chwili”. To jest uczucie przerażenia. Tak było u mnie, gdyż poczułem się bardziej świadomy siebie, zobaczyłem kim jestem.

Widzisz, to nie jest oglądanie się, to jest całkowita i bez żadnych wątpliwości i złudzeń wiedza o sobie. Wie się, kim się jest i co się ze sobą zrobiło, że jest się takim. Wtedy właśnie wezwałem Jego, a On …był przy mnie i czekał na to wezwanie.

„On”

– Trudno jest pisać o tym, ale ja pragnę, abyś wiedziała, a przez ciebie i inni, jaki On jest. Dlaczego mówię ci ON – zamiast Bóg. Bo widzisz, nie ma słowa, które by mogło wyrazić lub opisać Boga! Jest Ojcem, ale jest i Panem, jest światłością, ale również dobrocią, miłosierdziem, samym dobrem, samą pięknością, czystością, szlachetnością, wielkodusznością. Dla nas po śmierci ciała jest bratem, przyjacielem, przewodnikiem, Ojcem i Matką zarazem. Dla mnie stał się przebaczeniem, miłosierdziem, wyrozumiałością. ON jest tym wszystkim zarazem. Można mówić Jezus albo Chrystus, Zbawiciel, nasz Pan – my w pojęciu ON zawieramy to wszystko. […]

To był szok. A to był jeden moment. ON był przy mnie, aby mnie uratować, osłonić i nie pozostawić ani „chwili” dłużej w samotności i rozpaczy, abym od razu wiedział, że ON mnie zabiera, kocha i cieszy się, że może mnie mieć! Czy ty to rozumiesz? ON – mnie…! Po takim życiu. On się mnie nie brzydził, nie odpychał… A On to  czystość, to blask, ciepło, szczęście.

            Wiesz, On dostosowuje się do naszego stanu. Gdybym zobaczył, jakim On jest naprawdę, nie zniósłbym tego. Do mnie zbliżył się jak starszy brat, jak ojciec, jak przyjaciel. Nie czułem lęku.

            – Czy ty od razu uwierzyłeś Panu?

            – Czy uwierzyłem? Jemu? Kiedy czujesz się tak kochaną – wierzysz. I ja wierzyłem, „czułem”, pojmowałem Jego miłość. Tak, od razu wiedziałem, że to jest ON – Jezus Chrystus. Był piękny, promienny, szczęśliwy – szczęśliwy, zrozum to dobrze – z tego, że mnie ma. To szczęście udzieliło się i mnie. Poczułem się wolny i bezpieczny, zrozumiałem, że jestem uratowany już na zawsze, że jestem nieśmiertelny (nie do zabicia) i że jestem kochany, zrozumiany, wytłumaczony – dlatego, że Bóg JEST i że jest TAKI!

c.d.n.