Dobry?

                 Czy Michał Anioł był dobrym człowiekiem?

Cz. 2

            Tak więc bogaty, lecz żyjący nader skromnie, że aż go posądzano o skąpstwo, divino maestro skąpy z pewnością nie był. Mylą się też ci – pisze Vasari – którzy opowiadają, że nie lubił uczyć, ponieważ służył chętnie wszystkim bliskim i proszącym o radę. Natomiast nie założył szkoły, nie miał szczęścia do stałych uczniów, ponieważ – jak pisze Vasari – nie dbali o to, aby się od niego czegoś nauczyć.

  Tu trzeba zauważyć, że opinia biografa trochę mija się z prawdą.  Szczęście do uczniów bowiem omijało Mistrza w większym stopniu z racji usposobienia jego samego niż  uczniów. I tak np. z korespondencji rodzinnej z roku 1513 dowiadujemy się, że słał błagalne prośby do ojca i braci o jakiegoś chłopca z biednej lecz porządnej rodziny, zdatnego do posług i wszystkich prac domowych, który w wolnym czasie mógłby pobierać nauki. A kiedy udało się im takiego znaleźć, błagał by go od niego zabrali! Wściekał się, że chłopak chce się …uczyć!  

Ten mały gnojek – skarżył się w liście do ojca – chce całymi nocami rysować i domaga się, abym się nim ciągle zajmował. Błagam cię, zabierz go stąd, bo zirytował mnie tak, że już nie mogę wytrzymać. Wolał widzieć w ręce chłopaka szczotki, szmaty i wiadra do sprzątania niż ołówek. Więc się go pozbył.  

Tym bardziej nie nadawał się na męża i ojca rodziny, zresztą wcale tego nie pragnął. Mam ja dość żony – odpowiedział na pytanie czemu się nie ożeni – którą jest sztuka, zawsze mnie utrudzająca, a mymi dziećmi są dzieła jakie po mnie zostaną. Pozostał samotny, wspomagany w pracy i chorobie przez kolejnych służących.

Najdłużej, bo aż 26 lat, był przy nim Urbino, który sam wcześniej kształcący się na malarza, podobno zrezygnował z własnej twórczości na rzecz pomocy Mistrzowi. Rozrabiał mu farby, towarzysząc przy pracy nad freskami, prowadził gospodarstwo i dbał, by coś jadł. I właśnie w stosunkach z Urbino ujawniła się wielka dobroć Michała Anioła ukryta pod pozorami oschłości. Po pierwsze zgodził się przyjąć pod swój dach także jego żonę, gdy Urbino się ożenił, i trzymał do chrztu ich synka. Po wtóre, kiedy czuł się już stary, darował wiernemu słudze dwa tysiące dukatów, zabezpieczając go w ten sposób  na wypadek swojej śmierci. A po trzecie, kiedy ten zacny człowiek sam ciężko zachorował, to choć Mistrz był stary, służył mu w chorobie i spał przy nim w ubraniu, aby go pielęgnować w nocy.

  Urbino, niestety umarł, ku rozpaczy swego pana, wtedy osiemdziesięcioletniego. Jednak nie został bez pomocnika: w przeczuciu takiej sytuacji, wierny sługa znalazł mu zawczasu równie zacnego zastępcę. I dziewięć lat, aż do śmierci Buonarrotiego, przebywał przy nim Antonio Francese, (ten człowiek, który ocalił dla nas Pietę Rondanini, kiedy zirytowany Mistrz uszkodzoną figurę chciał zniszczyć.) A Mistrz z kolei zaopiekował się wdową po Urbino i chrześniakiem.

Dobra strona jego natury ujawniła się też nieoczekiwanie w relacjach z kobietą, Wiktorią Colonna, damą z wyższych sfer, poetką, osobą wyjątkową. Oboje głęboko wierzący, związali się z kręgiem tzw. spirituali, to jest cichych reformatorów Kościoła, zwolenników rozmów z Lutrem, ludzi wybitnie wykształconych i tolerancyjnych, którym już deptała inkwizycja po piętach.

  Michał Anioł  był pod urokiem słynnej już wtedy poetessy, szczęśliwy, że napotkał w życiu kogoś tak mądrego, z kim mógł toczyć długie dyskusje na tematy teologiczne, tak bardzo mu potrzebne, gdy malował Sąd Ostateczny, bo na ten czas przypada ich poznanie. Stopniowo przywiązywał się do markizy Wiktorii coraz mocniej. Zasypywał ją listami, a także obdarowywał rysunkami i sonetami, pragnąc sprawić jej przyjemność. Umieścił ją w scenie Sądu jako Maryję stojącą najbliżej Jezusa. Nie była piękna, ale Malarz już nie szukał na modeli osób obdarzonych urodą, już zrozumiał, że nie trzeba być urodziwym, by mieć piękną duszę. I pod wpływem tej wyciszonej kobiety sam stawał się łagodniejszy, lepszy, zmieniał się.

Sąd Ostateczny – portret Wiktorii jako Madonny

Ten skryty, szorstki i pozornie oschły człowiek, obnażał swe bogate wnętrze w sonetach dla Wiktorii. W jednym z nich porównał swoje prawdziwe człowieczeństwo do nieociosanej bryły marmuru, z której trzeba je dopiero wydobyć, jak rzeźbę, i nie ukrywał, że liczy przy tym na pomoc swej „boskiej pani”:

Jak się, o pani, obciosując wkłada
w bryłę twardego głazu
żywego kształt obrazu
co rośnie w miarę jak się kamień kruszy
tak dobroć która włada
w trwożliwie drżącej duszy
pod ciała zbytkiem kryje się i ginie
w powłoce szorstkiej twardej bryły.
Zdjąć zwierzchnią mą osłonę
możesz li ty jedynie
bo mnie ku temu brak woli i siły.

  I tak, sam odpowiedział na nasze pytanie: w jego drżącej duszy kryły się pokłady dobroci.

            [ G. Vasari, „Żywoty…” s. 443-547. Przekład sonetu Leopold Staff. Więcej o Michale Aniele w „Moje gawędy o sztuce, XV-XVI”, s. 11-79.] 

A przy okazji errata: na s. 31 napisałam, że zanim Michał Anioł zdołał dokończyć Pietę, nazwaną później Rondanini, zmarł. Otóż on jej wcale nie zamierzał kończyć, on chciał ją – jak napisałam powyżej – wyrzucić, jako uszkodzoną. Podarował ją służącemu, a ten przekazał rzeźbiarzowi zaprzyjaźnionemu z Mistrzem, i to właśnie Tiberio miał zamiar jakoś ją „wygładzić”, ale zmarł zanim tego dokonał. Vasari, „Żywoty…”, s. 505