W cieniu gilotyny, cz.2

                                       

Ludwik XVI w więzieniu zachowywał się tak, jakby nie dostrzegał otaczającej go nędzy i brudu. Nie narzekał. Poprosił tylko o papier i przybory do pisania oraz kilka książek. Teraz monarcha nie był już Jego Wysokością, namiestnikiem bożym, kolejnym przedstawicielem dynastii Burbonów, lecz „obywatelem”, największym wrogiem ludu, pozbawionym wszelkich honorów. Tytułowano go zatem citoyen Louis Capet, obywatel Ludwik Kapet, od imienia założyciela najstarszej dynastii francuskiej.

         Przez pierwsze dziesięć dni pozostawiono mu jeszcze sześciu służących,  wkrótce pozostał już tylko jeden, a i ten był wspólnym pokojowcem obojga królestwa.

        Zdetronizowany monarcha narzucił sobie surową dyscyplinę. Wstawał o 6-ej rano, ubierał się z pomocą służącego, odmawiał modlitwy, a następnie czytał pobożne dzieło Tomasza à Kempis „O naśladowaniu Chrystusa”. Jeśli otrzymał zgodę, schodził na I piętro i cały dzień spędzał z rodziną. Uczył synka geografii, wspólnie rysowali mapy, rozwiązywali krzyżówki. O godzinie 23-ej wracał do siebie i kładł się spać. Spał bez problemu, nie męczyła go bezsenność.

        I tak płynęły wolno dni, podczas gdy nad królewskimi do niedawna  głowami zbierały się coraz groźniejsze chmury. W końcu września zakazano ob. Ludwikowi wszelkich kontaktów z rodziną. Był na to przygotowany, ponieważ ów jedyny pokojowiec, Cléry, cichy rojalista, uprzedzał króla o wszystkim, co go czeka.  

         W październiku 1792 r, wbrew woli Robespierre’a, który domagał się natychmiastowego zgładzenia króla, rozpoczął się jego pokazowy proces.  Monarcha  bardzo długo udziału w nim nie brał, dopiero 11 grudnia przyszła po niego delegacja z prokuratorem i merem, i zaprowadzono go do siedziby Konwentu Narodowego, gdzie poddano przesłuchaniu.

  Przesłuchanie prowadził jakobin Bertrand Barère. Był to przeciwnik Dantona, co jest o tyle ważne, że Danton został przekupiony przez Anglię, żeby wybronił Ludwika XVI, tylko że jak dotąd, pieniądze zainkasował, a jeszcze nic w tej sprawie nie zrobił.

  Niezwykłe opanowanie przesłuchiwanego monarchy zirytowało deputowanego Barère’a, który mimo to spełnił prośbę króla i pokazał  mu akt oskarżenia, jak również zgodził się na obrońcę. Z trudem, bo z trudem, jako że wobec szalejącego terroru wszyscy się bali, jednak udało się królowi zdobyć doradcę prawnego w osobie Guillaume’a de Lamoignon de Malesherbes. Kiedy Konwent go zaakceptował, Malesherbes na obrońcę króla wyznaczył odważnego adwokata, Raymonda de Sèze.

            Sprawy wolno toczyły się dalej, a Malesherbes często odwiedzał króla pocieszając go, że z pewnością wkrótce król pruski rozpędzi całą tę bandę rewolucyjną i przywróci mu tron. Tron odzyskany siłą jest bezwartościowy – oznajmił król, który już czuł się całkowicie pokonany. Poprosił tylko Konwent przez Malesherbesa, by w ostatniej godzinie mógł skorzystać z posługi kapłańskiej swego spowiednika. Nadal jednak domagał się prawa do obrony i sam przygotowywał   mowę obrończą, ale – jak zapisał w swoim dzienniku Malesherbes – nie w nadziei na ocalenie, lecz aby nie stanąć przed Bogiem jako samobójca.

Ludwik XVI nic nie wiedział o toczącym się nadal przetargu o swoją głowę między premierem Anglii, Williamem Pittem Młodszym a Dantonem, który rozzuchwalony, za cichą pomoc monarsze, zażądał teraz jeszcze więcej pieniędzy (40 tysięcy funtów szterlingów), która to suma okazała się dla Anglii za wysoka. I Danton, ex-rzeźnik z Tarbes (na południu Francji), gdzie do dziś stoi na pomniku jako wielki bohater, zagłosował za wyrokiem śmierci.

Pomnik Dantona w Tarbes

                                                           c.d.n.