Zofia Kossak opowiadanie

W PARKU  SKARYSZEWSKIM

to fragment opowiadania „Konspiracja w konspiracji”opublikowanego w Londynie w 1950 roku.

„Wrzesień 1942 roku upamiętnił się w Warszawie masowymi łapankami. Wściekłość spowodowana dokonanymi przez Podziemie zamachami skłoniła gestapo do zaniedbania zwykłej systematyczności i synchronizacji działań z innymi organami władz okupacyjnych, toteż schwytano znacznie więcej mężczyzn i kobiet niż pociągi Generalnej Guberni mogły wywieźć w głąb Rzeszy.

Wielotysięczny tłum czekający na swą kolej załadowania umieszczono w Parku Skaryszewskim, pod gołym niebem i trzymano tam przeszło tydzień.

Park obstawiony był gęsto Ukraińcami, którzy strzelali bez ostrzeżenia do każdego, kto usiłował rozmawiać z uwięzionymi. Ci byli zrozpaczeni. Porwani z ulicy w pełni działania: ksiądz spieszący do chorego z Najświętszym Sakramentem, matka, która pozostawiła w mieszkaniu niemowlę, ojciec rodziny wracający z pracy, uczeń – jedyny opiekun matki-kaleki, konspirator, niosący ważne ostrzeżenie…

Wszyscy pragnęli za wszelką cenę dać bliskim znać o sobie[ …], ale sposobu powiadomienia – nie mieli.

Znalazły się wówczas dwa pętaki, dwóch harcerzyków z praskiej drużyny, tak drobnych i niepozornych, że Ukraińcy nie zwracali uwagi na to, iż malcy kręcą się wokół ogrodzenia – którzy zdołali przerzucić do parku notatniki zaopatrzone w ołówek oraz wezwanie, by podawać w nich zlecenia, adresy – a potem, równie zręcznie, wypełnione po brzegi bloczki odebrali z powrotem. Ponieśli je pędem do lokalu Sodalicji, gdzie wręczono im nową porcje notatników; grono zaś starszych kobiet, sodalisek, tercjarek […] ruszyło na miasto, by roznieść zlecenia.

Pracowano tak przez kilka dni. W ostatecznym wyniku ponad 3 tysiące osób skontaktowało się z rodzinami, kilkaset zostało wykupionych (Ukraińcy byli chciwi na pieniądze), prawie wszyscy zaś otrzymali z domu bieliznę na zmianę i ciepłe rzeczy, konieczne wobec nadchodzącej zimy. A nie „wpadł” nikt.”