Podczas II wojny światowej, Karolina Lanckorońska, wykładowca historii sztuki na lwowskim uniwersytecie, została uwięziona i mimo swej pozycji hrabiny i arystokratki z najwyższej półki, potraktowana jak zwykła więźniarka. Przebywała w kilku więzieniach, a zakończyła swoją gehennę w obozie w Ravensbruck w 1945 r. Wykazała niezwykły hart ducha i odporność psychiczną. W swoich wydanych długo po wojnie „Wspomnieniach” ujawniła, jak w koszmarze rzeczywistości więziennej walczyła o równowagę psychiczną. Jakim skarbem okazało się wtedy gruntowne wykształcenie. Pisze m.in.:
Trzy razy dziennie zapalano mi na chwilę światło, na jedzenie i sprzątanie. Wkrótce się przyzwyczaiłam do nowej sytuacji i wynalazłam przyjemny sposób na spędzanie dnia. Przenosiłam się wyobraźnią codziennie do jednej z wielkich galerii europejskich i oglądałam obrazy.
Zaczęłam oczywiście od galerii wiedeńskiej, w której się „wychowałam”. Później było Prado, Louvre, Uffizi i Wenecja. Dochodziłam chwilami do zadziwiającej intensywności i mogę zapewnić, że koloryt wenecki nigdy nie wydał mi się tak płomienny, jak wówczas w ciemnicy. Wtedy zrozumiałam sens anegdoty o El Greco.
Odwiedził go pono pewnego dnia znajomy i zastał siedzącego w ciemnym pokoju. Na pytanie zdziwionego gościa, artysta odpowiedział, że mu światło dzienne przeszkadza w widzeniu światła wewnętrznego.
[Karolina Lanckorońska, Wspomnienia wojenne, Znak 2002, s. 161]