Fałszerz z Holandii

                                   Fałszerz z Holandii

Cz. 2

Wdrożono śledztwo, bo chodziło o wyjaśnienie, komu „Chrystusa i jawnogrzesznicę” skradziono i komu należy ten obraz zwrócić.

Okazało się, że Walterowi Hoferowi, doradcy Göringa, obraz ten sprzedał podczas wojny antykwariusz i bankier holenderski, Alois Miedl, współpracujący z Niemcami. Został członkiem nazistowskich sił okupacyjnych w Amsterdamie ponieważ dzięki temu zwolniono z obozu jego żonę – Żydówkę i dzieci. Ten człowiek zobowiązał się do wyszukiwania dla Göringa oryginalnych dzieł malarzy holenderskich, jako że marszałek Rzeszy upodobał sobie szczególnie ich sztukę wieku XVII. A że był snobem,tak bardzo pożądał dopiero odkrywanego wtedy po latach zapomnienia Sfinksa z Delft, że za jeden obraz Vermeera, Miedl wytargował od Göringa zwrot aż 160 obrazów starych mistrzów z XVII w., wcześniej mu przekazanych. Do kraju powróciła z Niemiec ogromna kolekcja tzw. Małych  Mistrzów holenderskich w zamian za ten jeden; 70 cm płótna pędzla sławy nad sławami!

Ale skąd Miedl miał Vermeera?  Przyznał się, że nabył go podczas wojny od mało znanego handlarza sztuką, niejakiego Hana van Megeerena.

No i wkrótce po wojnie, pewnego lipcowego dnia 1945 roku, dwaj oficerowie śledczy współpracujący z aliancką komisją, zapukali do bogatej rezydencji tego pana, jak się okazało malarza, Hana van Megereen, przy Kaizergracht 321 w Amsterdamie.

            Zadawali malarzowi pytania, jak trafił do niego Vermeer i komu go sprzedał. Przez 6 tygodni wpierał w przesłuchujących zgrabną bajeczkę, że nic nie wiedział o sprzedaży obrazu Göringowi i że tylko dopomógł pewnej zubożałej damie sprzedać obraz odziedziczony po babce.

            – Był on częścią majątku pewnej damy o holenderskim rodowodzie – tłumaczył. Ta rodzina wiele lat temu przeniosła się do Włoch, a kiedy później popadła w tarapaty, owa dama zapytała, czy sprzedałbym pewną liczbę obrazów, które jej babka zabrała ze sobą, chociaż tylko pod tym surowym warunkiem, że nigdy nie ujawnię  jej tożsamości.

             Oficerowie śledczy poprosili go zatem o dokumentację sprzedaży, jako że wywóz dzieł sztuki z Włoch od wielu lat był zakazany. Van Megereen przekonywał, że nie może ujawnić żadnej dokumentacji, ponieważ zapewnił klientce dyskrecję. Oficerowie stwierdzili, że jeśli nie przedstawi dowodu zaświadczającego, że pozyskał obraz zgodnie z prawem, będą zmuszeni go aresztować. Ponieważ takiego dowodu nie miał, malarz został aresztowany pod zarzutem kolaboracji z wrogiem: świadomej sprzedaży narodowego skarbu marszałkowi Göringowi. Słowem został oskarżony o zdradę i uwięziony.

Przeżywał męki, bo w więzieniu pozbawiono go morfiny, alkoholu i papierosów, ale nadal trzymał się swojej wersji. Dopiero kiedy mu pokazano album z jego rycinami i piękną dedykacją „W hołdzie dla mego ukochanego Führera”, czyli Hitlera, zmiękł. Holendrzy byli bezlitośni dla kolaborantów; malarzowi groziła kara śmierci.  Miał 56 lat i chciał żyć. Postanowił się przyznać. I przyznał się, ale nie do sprzedaży Vermeera, tylko do… namalowania „Vermeera”.

Myślicie, że sprzedałem Vermeera tej nazistowskiej szumowinie, Göringowi? – powiedział śledczym – To ja sam namalowałem. Okpiłem go!

Siłą rzeczy musiał się teraz przyznać do podrobienia pozostałych obrazów znanych jako niedawno odnalezione Vermeery, w tym tego pierwszego, słynnej „Wieczerzy w Emaus”, zakupionej za bajońską sumę, z którą porównywano jego dalsze prace sądząc, że to jest znakomity punkt odniesienia.

Nie uwierzyli mu. Wariat! Megaloman! To niemożliwe! Ani przesłuchujący Holendrzy, ani amerykańscy specjaliści, nikt mu nie dał wiary. Postanowili, że ma na ich oczach zrobić kopię obrazu dla Göringa. Obraził się:

Kopię? Ja namaluję jeszcze jednego Vermeera i to będzie arcydzieło!

Zgodzili się. Przenieśli go z celi do pracowni, zaopatrzyli w potrzebne materiały i  pod okiem strażników przez 2 miesiące malował swoje arcydzieło z XVII wieku. Był to „Młody Jezus nauczający w świątyni”. Megereen dostawał znowu morfinę, żeby mu ręce nie drżały, i papierosy. Malował.

Megereen malujący „Jezusa nauczającego w świątyni”

 Bez trudu udowodnił fałszerstwo. Na oczach obserwatorów powstawał „Vermeer” jak poprzednie. Zmieniono oskarżenie – już nie kolaboracja – mało: teraz ze zdrajcy, fałszerz stał się bohaterem narodowym! Ocalił dla narodu 160 dzieł dawnej sztuki za jeden falsyfikat! Zadrwił sobie z nazistów!  Teraz oskarżenie brzmiało: „Skazany za uzyskiwanie pieniędzy dzięki oszustwu i za składanie fałszywych podpisów” – wg holenderskiego kodeksu karnego paragraf 326. Został zwolniony za kaucją i czekał na proces. Czekał aż dwa lata!

Bo eksperci nie byli zgodni – historycy sztuki nie dawali wiary, że to falsyfikat, nadal niektórzy uważali, że to Vermeer! A tymczasem dobrał się do obywatela fiskus, bo Han zarabiał miliony na falsyfikatach, a nigdy nie płacił podatków. Również oszukani właściciele obrazów zażądali odszkodowania.

Megereen przez długie lata był milionerem, który nie wiedział co robić z pieniędzmi – w chwili aresztowania miał 57 domów, restauracje i sklepy, rezydencję z lodowiskiem w podziemiach i pławił się w luksusie nawet wtedy, kiedy w kraju zaraz po wojnie tysiące ludzi umierało z głodu. Jak wiadomo, Niemcy w ostatnich tygodniach wojny zablokowali dostawę żywności do Holandii. Otóż w tych tragicznych latach fałszerz urządzał przyjęcia z alkoholem, kawiorem i frykasami dla grona przyjaciół, bo stać go było na zawrotne ceny na czarnym rynku. Koszmar głodu podczas tych miesięcy opisuje w swojej biografii Audrey Hepburn. Ludzie umierali na ulicy. Megereen dobrze znał sytuację, ale nikomu nie pomógł, choć mógł. Teraz stracił z dnia na dzień swoje miliony: zmuszony zapłacić podatki wstecz i odszkodowania oszukanym klientom, został bankrutem. 

                                       c.d.n.