Grabież sztuki we Francji – dzieje Luwru

                        Grabież i ocalanie dzieł sztuki we Francji 1939-45 część 1

            Mój poprzedni wpis o rabunku dzieł sztuki we Francji przez Niemców i próbach ich ocalenia a następnie odzyskiwaniu, dotyczył własności prywatnej, głównie bogatych kolekcjonerów i marszandów żydowskich. Teraz, ponieważ dzięki paryskim przyjaciołom, Michałowi i Małgosi, którym na tym miejscu serdecznie dziękuję, zdobyłam cenną lekturę, chciałabym przypomnieć burzliwą historię ratowania skarbów sztuki będących własnością narodu, głównie zbiorów Luwru.

            Jest to długa historia, bo skarby Luwru wędrowały z miejsca na miejsce przez całą wojnę i dlatego opowieść tę dzielę na kilka odcinków. Starałam się przekazać wszystkie najważniejsze epizody i problemy opisane przez świadka wydarzeń, kustosz Lucie Mazauric, więc może niektórym wydać się ten wpis za szczegółowy, ale zważywszy że książka ta nie została przetłumaczona na polski, nie skracam swego opracowania.

                                                           —-   ***   —

            W Paryżu panowało przekonanie, że jeśli Niemcy podejmą wojnę z Francją, to zaczną od bombardowania i stanie się to samo, co z Warszawą i Londynem. Dlatego jeszcze przed wojną znaleziono na prowincji zamki odpowiednie na miejsca przechowania dzieł sztuki, repozytoria. W stolicy z okien zabytkowych kościołów wymontowano witraże, wielkie pomniki otoczono szczelnie workami z piaskiem, lżejsze ukryto w podziemiach kościołów, (np. Voltaire miał zaszczyt trafić między  figury świętych w kościele S. Sulpice), a muzea spakowano i ewakuowano.

             Niemcy weszli do Paryża o świcie 14 czerwca 1940 roku, a do południa już flagi ze swastyką łopotały na wietrze nad Łukiem triumfalnym i wieżą Eiffla. Bardzo prędko zażądali od władz miasta spisu muzeów i głównych zabytków, a nadto przewodnika, który ich będzie oprowadzać. Byli ogromnie zawiedzeni pustką zastaną w muzeach i zaczęli naciskać na powrót obiektów Luwru z repozytoriów. Francuzi się bronili, tłumacząc, że codziennie nad miastem przelatują samoloty, a na dachu ich głównej siedziby znajdują się stanowiska karabinów maszynowych. Niemcy powołali się na dekret Hitlera, który gwarantował, że skarby narodowe pozostaną bezpieczne aż do zwycięstwa Niemców, a na dowód, że miastu nic nie grozi, kazali usunąć worki z piaskiem.

            Tymczasem już w 1939 roku dwaj niemieccy historycy sztuki mieli gotowy opasły tom ze spisem dzieł sztuki zagarniętych przez Francuzów w 1794 roku w Nadrenii, a także wszystkich innych wywiezionych z całego ich kraju do Francji od roku 1500. Autorzy sugerowali, że wszystkie dzieła sztuki we Francji nie zdołają wynagrodzić Niemcom tych strat. Zignorowali wszelkie umowy i zwroty obiektów tak po Kongresie Wiedeńskim w 1815 r., jak po Traktacie Wersalskim w 1918 r. Teraz niemieccy historycy sztuki mieli za zadanie przygotować spis najważniejszych dzieł sztuki we Francji, a Hitler miał osobiście podjąć decyzję, co należy wywieźć do Niemiec w ramach rekompensaty.

            Już kilka lat przed wojną niemieccy historycy sztuki pod pretekstem współpracy naukowej zaczęli prowadzić rozpoznanie zasobów w całej Europie, ponieważ Hitler niespełniony malarz, wymarzył sobie w rodzinnym mieście w Linzu najwspanialsze muzeum na świecie i przyszedł czas, by je zapełnić  skarbami na miarę jego ambicji. W 1940 roku do Francji wyruszył „na polowanie” dyrektor berlińskiego Staatliche Museum, Otton Kümmel. Wspierał go ambasador niemiecki Otton Abetz i cała gromada specjalistów.

            Przypomnę tu, że w łonie dowództwa Wehrmachtu działała specjalna jednostka, biuro ochrony dzieł sztuki, Kunstschutz, na czele z cywilem, wybitnym specjalistą historii sztuki, hrabią Franzem Wolff-Metternichem. Dyrektywy Wehrmachtu istotnie dotyczyły ochrony zabytków i honorowały konwencję haską z 1907 r, której artykuł 46 m.in. głosił, że w kraju podbitym „własność prywatna nie będzie konfiskowana”.  

Sztab Kunstschutzu pod rozkazami Metternicha chronił zabytkowe obiekty, wyłączając je spod kwaterunku wojskowego, zalecał właścicielom zamków chowanie cennych mebli, a niemieckie oddziały pomagały np. Belgom w zdejmowaniu witraży z katedry w Brukseli i budowie ochronnego muru wokół obrazu Rubensa „Zdjęcie z krzyża”. We Francji zaskakująco kulturalnie zachowywali się oficerowie niemieccy, którzy pojawili się w repozytorium w Chambord i Cheverny, a ich francuski był doskonały. Tak elegancko to wyglądało na początku.

Stopniowo dyspozycje Metternicha, który jawnie krytykował poczynania ambasadora Abetza, zaczęły się rozmijać z pragnieniami  Hitlera i Göringa i innych wysoko postawionych oficerów niemieckich żądnych łupów.

Już 30 czerwca 1940 roku Hitler wydał rozkaz, by wszystkie państwowe dzieła sztuki zostały „zabezpieczone”, a opiekę nad zbiorami przejął zachłanny Otton Abetz. Hrabia Metternich, sprzyjający Francuzom, nic o tych decyzjach nie wiedział. Wspierał jak mógł dyrektora Luwru, Jacquesa Jaujarda, narażając się poważnie swoim. Bo oto depozyt w Chambord stał się poważnie narażony: ambasador Abetz pod pretekstem ratowania obrazów przed zniszczeniem, nalegał na zabranie 25 obrazów do Paryża. Metternich stanął w ich obronie i był to nie pierwszy, i nie ostatni ich spór w łonie okupanta.

Faktem jest, że początkowo repozytoria były bezpieczne pod strażą Wehrmachtu, inaczej zbiory prywatne, ale też i tu początkowo Abetz nic nie mógł wywieźć bez zgody armii. Z pomocą przyszedł mu Hitler: 17 września 1940 rozkazał armii udzielić pomocy sztabowi Rosenberga (EER), który ma prawo – jak napisał – przetransportować do Niemiec dobra kultury, które wydadzą mu się cenne i tam je zabezpieczyć. I wtedy zaczęła się ta potężna grabież kolekcji prywatnych, o czym pisałam w blogu przy okazji działań Rose Valland.

25 czerwca 1940 roku nastąpiło zawieszenie broni i podział Francji na okupowane północ i zachód oraz strefę wolną na południe od Loary, z siedzibą rządu w Vichy z dyktaturą marszałka Petaina. Wkrótce potem jak 10 lipca powołano ten rząd, wydał on dekret, że obywatele francuscy, którzy zbiegli z kraju między 10 maja a 30 czerwca, tracą obywatelstwo francuskie, więc i majątek. To postanowienie było Niemcom na rękę, bo teraz kradli legalnie. Jak to wyglądało, już pisałam, więc wracam do skarbów Luwru, które w chwili wejścia Niemców były już prawie od roku daleko od Paryża.   

 I tu skorzystam ze wspomnianej książki kustosz Lucie Mazauric, która zachęcona wojennymi wspomnieniami Rose Valland, w 1978 r. wydała swoje, pod tytułem „Le Louvre en voyage, 1939-1945 où ma vie de Château avec André Chamson”, (Plon,  Paris 2012).  Słowem „Luwr w podróży albo moje życie na zamku z A. Chamson”, czyli z mężem, też kustoszem; wyruszmy zatem po ich śladach.

                                                           C.d.n.