O RECENZJACH

                                   O RECENZJACH I RECENZENTACH

                                                        Cz. 1

            Dzisiaj znajomy, szukając w Internecie danych na temat moich nagrań, natknął się na nieprzychylną opinię czytelniczki, podpisaną przez niejaką Joannę, i zawahał się, czy mi ją przeczytać. Zachęciłam go, bo cenię sobie krytykę, zwłaszcza konstruktywną. No i dowiedziałam się, że pani Joannie nie podobają się moje „Gawędy o sztuce” z powodu lekceważącej postawy autorki, czyli mojej.

Zastanawiam się, czy to ma coś wspólnego z krytyką konstruktywną? Bo oto usłyszałam, że cechuje mnie brak pokory w stosunku do dzieł wielkich artystów renesansu i że ośmielam się zarzucać kłamstwo szesnastowiecznemu biografowi artystów, Vasariemu. Słowem dowiedziałam się, że jestem zarozumiała i nadęta pychą. Przyznaję, że różne już czytałam o sobie opinie, ale czegoś takiego jeszcze nigdy.

            Właściwie treść i forma tej opinii, która trąci nieco rozpanoszonym dziś w Internecie bezpiecznym, bo anonimowym, hejtem, skłania raczej do jej zignorowania. Ale mimo wszystko rozważmy te zarzuty.  

Nad rzekomym brakiem pokory nie będę się rozwodzić, bo ten zarzut uważam po prostu za  bezzasadny, a samo słowo jest tu chyba nie na miejscu. Jestem bowiem zawsze pełna uznania dla wielkich mistrzów i często okazuję raczej za wielki entuzjazm, niż brak uznania i szacunku dla ich dzieł, muszę nieraz hamować w piórze swoje zachwyty, więc nie wiem, skąd pani Joanna wytrzasnęła coś, co nazwała brakiem pokory. Trafiały się  na Targach Książki osoby, które mówiły mi, że po lekturze moich „Gawęd” wybrały studia historii sztuki, tak ich zainteresowałam czy wręcz „zainfekowałam” bakcylem sztuki, a chyba  nie mogło by to wyniknąć  przy lekceważącej postawie autorki wobec mistrzów pędzla. Tak więc tu krytyka mija się z prawdą,  czyli jest  nieprzydatna.

            Zastanówmy się zatem nad drugim zarzutem, czyli rzekomym posądzeniem przeze mnie Vasariego o kłamstwo, tyle że zabrakło tu bodaj jednego konkretnego przykładu. Chodzi o  Giorgia Vasariego, autora pierwszych poważnie opracowanych biografii wielkich malarzy i architektów. Otóż i tu uważam, że słowo „kłamstwo” jest niewłaściwie przez panią Joannę rozumiane, nie mówiąc już o tym, że nigdzie go nie użyłam.  Owszem, zarzucam nieraz Vasariemu błędy, bo popełnił ich wiele, ale jednocześnie wyrażam uznanie dla ogromu pracy, jaką włożył w napisanie i wydanie kilkunastu tomów biografii słynnych malarzy i architektów.

 Sam tytuł rozdziału jemu samemu poświęconego w całości w pierwszym tomie „Gawęd” przeczy zarzutowi, bo brzmi  BIOGRAF NAD BIOGRAFAMI. Usprawiedliwiam też jego błędy, bo zrobienie korekty tak wielkiego dzieła w czasach nieznających pociągów i samochodów, telefonów, aparatów fotograficznych, kopiarek, nie mówiąc o czymś tak niezwykłym jak Internet w XXI wieku, było po prostu niemożliwe.

Na czym polegają te błędy? Na przykład na błędnych datach. Bo owszem, zadał sobie trud i był kiedyś specjalnie na cmentarzu, czy w kościele w jakiejś miejscowości, żeby z nagrobka poznać daty życia jakiegoś malarza, ale nie zapisał sobie inskrypcji i po latach przytacza ją z pamięci. Nie mógł, jak dziś, zadzwonić do odpowiedniego biura, by je sprawdzić, musiałby w tym celu wynająć powóz i ruszyć końmi ileś tam kilometrów, tracąc kilka dni, żeby ten jeden nagrobek ponownie zobaczyć. A skąd brać na to czas?  

Popełnia też nieścisłości, kiedy opisuje z pamięci obrazy, bo znowu nie ma możliwości, by np., jak dziś, obejrzeć reprodukcję obrazu, który widział przed laty we Florencji, a który dziś znajduje się już np. we Francji. Opisuje go więc tak, jak zapamiętał, popełniając błąd, ale to nie ma nic wspólnego z kłamstwem!

Nie dalej jak wczoraj oglądałam doskonały film – dokument o twórczości Vermeera i kiedy w telewizji leciał obraz pokazujący jego słynną „Uliczkę”, z widokiem w zaułku, w głębi którego kobieta dokonuje  przepierki w deszczówce, uzbieranej w beczce, lektor czytał tekst, że malarz przedstawił tu kobietę, która …zamiata. A miotła, oparta o beczkę, (o ile mnie pamięć nie myli), sobie stoi akurat nie używana. Czy lektor kłamie? Nie! Autor tekstu po prostu nie sprawdził tego, co zapamiętał. Błąd wynikający z zapomnienia a kłamstwo, to dwie zupełnie różne rzeczy! Kłamie się umyślnie i świadomie, Vasari się mylił, nie wiedząc o tym. I ja jestem daleka od określania go kłamcą, sugeruje to sama pani Joanna. To jest jej punkt widzenia, nie mój.

  Opinia nieznanej mi z nazwiska pani Joanny nie jest recenzją w ścisłym tego słowa znaczeniu, to po prostu jej prywatne zdanie jako czytelniczki. Ma prawo myśleć, co chce, chociaż gdy te myśli publikuje, powinna trzymać się prawdy i być rzetelna. No, ale może nie chce, może nie potrafi, może mnie nie lubi, wolno jej. Myślę, że z czystym sumieniem mogę sobie dać spokój z opiniami autorstwa tego typu czytelników.

Gorzej kiedy w recenzjach branżowych, pisanych przez profesjonalistów, pojawiają się krzywdzące czy ośmieszające zarzuty, które niekiedy sprawiają wprost wrażenie, że recenzent albo nie czytał książki, albo nie zweryfikował sprawy, o której wydaje sąd, albo chce koniecznie czyjąś pracę zdewaluować. I tu przypomniały mi się moje przeżycia z recenzentami z prawdziwego zdarzenia, przynajmniej w założeniu. I o niektórych z nich opowiem.

                                               c.d.n.