Prawdziwy talent prowokacji nie potrzebował – część 1

Czy prowokacja w sztuce istniała? Jeśli tak, to jaka, jeśli nie – jak istnieli bez niej artyści? Czy można być artystą bez skandalu? O tym z historykiem, dr Bożeną Fabiani rozmawia Kinga A. Wojciechowska

Wywiad opublikowaliśmy w Presto #13: Anatomia prowokacji (2015 r.).
 

Zacznijmy od początku…

Prowokacja jest podjęciem świadomego działania, które ma wywołać tak silne wzburzenie, że można je przyrównać do skandalu. Ma wzbudzić zainteresowanie, ale niekoniecznie to najlepsze. I niekoniecznie jest skierowane do osób, które są wykształcone, przygotowane do odbioru sztuki. Prowokacja pada na grunt osób, które lubią poziom Expressu Wieczornego. Ja widzę prowokację jako pewien chwyt stosowany po to, żeby zaistnieć. Dziś są takie czasy, że jeśli kogoś nie ma w prasie, w telewizji, o kimś się nie pisze, nie mówi, nie pokazuje, to on nie istnieje. Otóż, dla zaistnienia najlepsza jest prowokacja.

A prowokacja w sztuce?
To jest jakieś pomylenie pojęć. Dlatego że prawdziwy talent nie musi się uciekać do takich tanich chwytów, jak prowokacja. Trzeba się w ogóle zastanowić, czy pojęcie prowokacji wiąże się ze sztuką. Ale jeśli już o tym mówimy, to dla mnie najwcześniej prowokacja w sztuce miała miejsce na przełomie wieku XIX i XX, gdy tworzył Picasso. A w wieku XX – futuryści. Gdy proponowali, aby spalić dzieła sztuki, w tym Monę Lizę Leonarda da Vinci, to to była prowokacja. Chcieli zacząć wszystko od nowa, gest spalenia miał być symboliczny. Ale to wywołało jedynie oburzenie.

A jeśli celem prowokacji jest zaistnienie i sława – czy dawni malarze tego nie pragnęli?
Oczywiście, że pragnęli! Ale oni zmierzali do tej sławy zupełnie innymi środkami. Musieli sobie znaleźć mecenasa. Marzyli o tym, żeby ich opiekunem był król i dwór królewski. A może książęcy, a może papieski… O to walczyli – żeby w takich miejscach być, tam tworzyć, ale nie walczyli skandalem, bo wtedy by sobie odcięli drogę do ważnego mecenasa. Starali się rzetelną pracą, nie prowokacją. Talent prowokacji nie potrzebował.

Skoro prowokacja to domena czasów najnowszych, co mamy w czasach starych?
W starych czasach obserwuję przemiany, bunty, protesty, zerwanie z tradycją, które mogło gorszyć. W samych nazwach kierunków w sztuce można zauważyć ocenę nowego i to, jak to novum szokowało. Kiedy zaczęto wznosić w Rzymie budowle powyłamywane, mury faliste, kolumny nie wiedzieć na ile kondygnacji, gzymsy pourywane, tympanony niedomknięte, to wszystko budziło opór i ludzie nazywali to słowem: barocco – dziwaczne. A po jakimś czasie, ci, którzy klasyfikowali sztukę, wprowadzili to słowo do nauki jako ocenę stylu. Renesans w II połowie XVI wieku też uległ znacznym przemianom, bo młodym artystom znudziły się dotychczasowe zasady, wyidealizowane piękno. Zaczęli burzyć symetrię na obrazie, proporcje. Przez wiele lat mówiono o ich dziełach: zepsuty renesans! Ile lat trzeba było poczekać, żeby ktoś powiedział: „przecież to jest manieryzm!” – i zakwalifikować tę twórczość jako odrębny styl. Otóż obserwuje się w dawnej sztuce bardzo mocne przemiany i ostre reakcje.

Ludzie potrafili jeszcze w XX wieku ostro reagować na dzieła sztuki dawnej. 10 marca 1914 roku Mary Richardson zniszczyła siedmioma uderzeniami siekiery nagość Wenus z obrazu Velasqueza „Wenus z lustrem”. Obraz nagiej kobiety spotkał się z jej ostrą krytyką, a jej działanie – tak, było prowokacją. To był jej protest przeciwko zaaresztowaniu przywódczyni sufrażystek angielskich, chciała jej uwolnienia, chciała nagłośnić sprawę. Na szczęście konserwatorom udało się uratować obraz, można go podziwiać do dziś.

Jest tak dużo świetnych obrazów wielkich mistrzów. Przy czym nieraz mistrzów – łobuzów.
Caravaggio był zabójcą, Lippi st. – zakonnik z przypadku,
związał się z zakonnicą, przy okazji porwał kilka innych, a swojej wybrance nadał rysy Madonny.
Gdyby żyli dziś, pewnie media trąbiłyby o ich wyczynach.
Ale po wiekach nie myślimy o ekscesach dawnych artystów,
a o tym, co naprawdę za nich mówi, talent i dzieła, które pozostawili.
Niezwykły światłocień i nastrój u Caravaggia, ciągle na nas robi wrażenie.
Jak napisałam w swoich „Gawędach o sztuce”:
„Cenimy jego sztukę, stoi na bardzo wysokim poziomie,
inaczej niż morale tego człowieka.
Ale cóż, talent to jedno, charakter to drugie…”

cdn.