Prawdziwy talent prowokacji nie potrzebował – część 2

[jest to c.d. wywiadu dla Presto, ale nieco skorygowany]

Wracając do Velasqueza. W jego czasach i w jego kraju malowanie nagich kobiet było niebezpieczne. Zachowane obrazy rozebranych pań można policzyć na palcach jednej ręki…
W Hiszpanii akt był zakazany. I jeżeli ktoś malował akt, to nie prowokował. Bo straciłby szacunek i inkwizycja z pewnością by się do niego dobrała. Artysta malował, a potem pokrywał jeden obraz drugim. Tak jak Goya – Maję nagą pokrył Mają ubraną. Artyści w tamtych czasach mogli szokować, ale nie robili tego w tym celu. A prowokacja musi być, jak powiedziałam, świadomym działaniem, by wzbudzić nadmierne emocje i zwrócić na siebie uwagę. A oni nie robili tego po to, by zwrócić na siebie uwagę. Robili to dlatego, że szukali nowych środków wyrazu, że się rozwijali, że się nie godzili z tradycją, z zastygłymi zasadami, że chcieli czegoś nowego. Mało tego, to się działo w pracowni malarskiej, w określonym środowisku artystycznym. Nikt z nowym pomysłem nie szedł na ulicę, nie robił szumu.

Natomiast we wszystkich epokach szokujący bywali artyści bardzo starzy. Stary Michał Anioł rzeźbił na swój grób Pietę, którą ukryto w piwnicy, bo tak zażenowała tych, którzy się z nią zetknęli. I żeby przypadkiem nie zepsuć opinii divino maestro, boskiego mistrza, trzeba było ją ukryć. Ukryto ją w pałacu Rondanini w Rzymie. Po wielu latach wyniesiono ją z podziemi na dziedziniec. Wkrótce Brera, muzeum w Mediolanie, zakupiło tę rzeźbę i dziś warta jest miliony dolarów i znana pod imieniem Rondanini właśnie.

Dlaczego?
Dlaczego dziś warta jest miliony? Bo zmieniły się kryteria.

Przy tej rzeźbie Michał Anioł odszedł od techniki głaskania marmuru, gładzenia, robienia skóry na jedwab. Przestało go to interesować. Pieta jest brzydka, połupana, robiona z bryły po innej rzeźbie, głowa Chrystusa jest pospolita, włosy ma kędzierzawe, nos spłaszczony, wygląda to całkiem na autoportret Michała Anioła. Do tego Artysta zastosował technikę, którą się nazywa non finito, tzn. niedokończone, szorstkie, brzydkie. Dziś uważamy, że tak właśnie miało być, bo ta rzeźba miała pokazać 90-letniego człowieka, który doszedł do istoty cierpienia i w Piecie widzi samo cierpienie, a nie piękno i ideał. Tę jego przepiękną Pietę z Watykanu nazwałam kiedyś „Opłakiwaniem bez łez”. Ona jest śliczna, jest smutna, ale… nie płacze. A przecież matka, która widzi ukrzyżowanego syna, potem trzyma go na kolanach, jest samym bólem! I dopiero w Rondanini Michał Anioł umiał ten ból w kamień wtłoczyć. A że to było szokujące, rzeźbę schowali. Czy to była prowokacja? Nie! To była twórczość starego rzeźbiarza, który inaczej podszedł do sztuki. Zapowiedział ekspresjonizm, na który trzeba było poczekać około trzystu lat.

A inni starzy malarze?
Stary Tycjan mazał i bazgrolił tak, że Vasari zgorszony napisał: „byłoby dla niego lepiej, żeby już nie malował.” Ale jeden z ówczesnych krytyków, zauważył, że jeśli odejdzie się kilka kroków od obrazu – to nagle wszystko widać! A Tycjan dobrze wiedział co robi. Zastosował technikę szkicową, której wtedy nie uznawano, to były bazgroły. Ale czy Tycjan prowokował? Nie!

Rembrandt też się wyłamał. Zaburzył święte prawa faktury. Zamiast kłaść farbę gładziutko, malował tak, że ktoś ze współczesnych powiedział złośliwie, że można obraz za nos podnieść z podłogi. W związku z tym malarz potem uprzedzał oglądających jego dzieła: „niech pan nie podchodzi za blisko, bo rozchoruje się od farby.” Żeby ktoś nie wtykał nosa w to, czego nie rozumie. Czy Rembrandt chciał prowokować? Jemu to nawet w głowie nie postało! Żył w nędzy, nikt nie chciał kupować jego obrazów.

Za to przygotowywali miejsce na nowe…
Nie, oni nie torowali drogi. Bo skoro młodzi za nich się wstydzili i chowali dzieła starych twórców do piwnicy, to mało kto o tych dziełach wiedział. Ale… jak ktoś raz zrobi wyłom w murze, to zawsze znajdzie się ktoś, kto pogłębi ten wyłom. A za nimi pójdą już następni. Więc od Tycjana nie minął cały wiek i oto proszę – Velasquez w XVII wieku stosuje szkicowość – narysował w Rzymie kilka obrazków, które jak żywe przypominają impresjonizm!

A weźmy inne dzieło: Autoportret Albrechta Dürera z 1500 roku z Monachium, w którym upozował się na Chrystusa. Tego dzieła nie schowano do piwnicy. Czy to nie był element prowokacji?
Był. Niewątpliwie był. Miałam w ręku jego Dzienniki, ale na temat tego obrazu nie znalazłam wzmianki. Za to pisał, że w Niemczech był rzemieślnikiem i to go bolało, bo we Włoszech traktowano go z szacunkiem, jak dżentelmena. Może ten autoportret to protest? Ale sprawa się komplikuje, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że Dürer tworzył w czasach reformacji. I teraz pytanie: po której stronie się opowiedział?

Po stronie Lutra i reformacji.
To i na więcej mógł sobie pozwolić, bo i tak wraz ze zwolennikami Lutra był po stronie tych, których papież wyklął.

Inna z interpretacji mówi, że zgodnie z ideałami renesansu na tym portrecie w miejscu Chrystusa postawił artystę-twórcę.
Ha! Niewykluczone! I to jest ten element prowokacji, ma Pani rację. Ale dla mnie Dürer był przede wszystkim artystą poszukującym, eksperymentatorem zdecydowanie bardziej niż prowokatorem.

No dobrze, ale element prowokacji czasem się pojawia. I z pewnością ludzie i dawniej, i dziś reagują żywiołowo na sztukę, na którą nie są przygotowani. Pewnie i dawniej wybuchały skandale, choć może ich skala była mniejsza.
Ludzie z natury są konserwatywni. Wydaje mi się też, że w świecie przeważają ludzie, którzy nie myślą samodzielnie, a którzy podążają „za”, np. za modą. Do tego dziś dochodzi niski, praktycznie zerowy poziom edukacji estetycznej. I ludzie nie są przygotowani na odbiór sztuki. Małe dzieci zalewa brzydota zabawek chińskich, amerykańskich, młodzi gustują w brzydkich, porwanych ubraniach… Więc jak jest szok, skandal – to tak, na to są ludzie przygotowani.

Od razu wiadomo, co zrobić – trzeba się oburzyć.
Tak. Trzeba pociąć nożem, podpalić. Trzeba zrobić zadymę. Wydaje mi się, że ludzie bardzo utalentowani na coś takiego nigdy by nie poszli. Czy to w dawnych wiekach, czy teraz. Talent się przebije i wyniesie człowieka. Może nie od razu. Igor Mitoraj musiał walczyć z szalonymi trudnościami. Odmawiano mu talentu, i to zwłaszcza w środowisku historyków sztuki. W Polsce, bo na świecie był już od dawna uznany. U nas oddano mu należny szacunek dopiero po śmierci, głosząc, że umarł najwybitniejszy polski rzeźbiarz.

Może muzea powinny być taką ostoją dla sztuki?
W muzeach jest przecież nudno. Mogą być miejscem zsyłki – jak ktoś się źle uczy, to można go posłać do muzeum. A nudno jest każdemu, kto nie jest przygotowany do odbioru sztuki.

To co robić?
Musimy popularyzować dobrą sztukę, a nie same skandale i prowokacje, bo to jest tylko chwyt reklamowy, nie droga do wiedzy.