Uśmiechnij się

Lekarstwo na łzy

Kiedy moja bratanica, Małgosia, była mała, dostała wymarzonego psa. Był to niezwykłej urody szczeniak, rudy, kędzierzawy koker spaniel. Zgrabniutki, jedwabisty, po prostu śliczna żywa zabawka. A że był słodki, nazwała go Sweet.

 Dorastali razem i jak to bywa, ona nie wiedzieć kiedy, stała się nastolatką, on – dojrzałym psem, kochającym nade wszystko jedzenie. Kiedy się go wyprowadzało z mieszkania w bloku na spacer, jeszcze na tym samym piętrze potrafił się błyskawicznie wślizgnąć do cudzego mieszkania i bezbłędnie trafić do miski obcego psa. I zawsze zdążył coś porwać i umknąć do windy przed wymiarem sprawiedliwości.

 Ale pewnego dnia ujawnił też duchową stronę swojej psiej natury.

Bo oto Gosia przeżywała jakiś kolejny kryzys miłosny, siedziała w swoim pokoiku tyłem do drzwi i zalewała się łzami. Sweet podchodził do niej, zaczepiał, lizał, zapraszał do zabawy – nie reagowała. Lała łzy, jak to w tym wieku się je leje.

Pies się pokręcił, pokręcił, podumał i wydumał. Poszedł do swojego legowiska, wyjął swoją najukochańszą zabawkę, zazwyczaj nietykalną, i z nią w pysku wrócił do pokoiku swojej pani. Po czym położył ją Gosi na kolanach: starą, wyłysiałą i obgryzioną szczoteczkę do zębów. Odsunął się trochę, stał i patrzył; czekał na rezultat.

Małgosia spojrzała przez łzy na to coś, co kiedyś było szczoteczką do zębów, i nie wytrzymała, wybuchła gromkim śmiechem. Sweet zamerdał ogonem i aż zatańczył z radości – udało się! W dodatku młoda pani w swej szlachetności nie przywłaszczyła sobie jego skarbu, lecz po chwili oddała pieskowi jego zaślinione cudo.

 Szczęśliwie ich kryteria estetyczne mocno się różniły, ale pies nie mógł o tym wiedzieć i z jego strony była to prawdziwa ofiara. Jakże piękny  gest! I jak skuteczny! Łzy obeschły i już nie powróciły. Bo- tak między nami mówiąc – czy jakiegoś chłopaka stać by było na podobne poświęcenie? Czyż psia miłość nie jest więcej warta?