Cz. 3 Pomału rozmowa się rozkręcała. Marysia się ośmieliła, zsunęła się z kolan kierowniczki, podeszła najpierw do mnie, potem do Rosiny i wreszcie stanęła przed Fernandem. Miał na sobie elegancki wełniany sweter, cały rozpięty, bo było ciepło. Marysia chwyciła paluszkami delikatnie za górny guzik i zaczęła zapinać sweter. Wszyscy milczeliśmy. Kiedy była przy trzecim… Czytaj dalej Adopcja w stylu neapolitańskim
Blog
Adopcja w stylu neapolitańskim, cz. 2
Na początek trzeba było przetłumaczyć masę dokumentów. Okazało się, że Fernando już dzwonił do tłumacza przysięgłego, poleconego mu przez konsula i umówił się z nim na godzinę dwunastą. Pojechaliśmy. Teraz już słuchał uważnie, kiedy mu przypominałam, gdzie należy skręcić w drodze powrotnej. Do tłumacza zajechał z całą skrzynką dobrego wina – skąd ją wziął, pozostało… Czytaj dalej Adopcja w stylu neapolitańskim, cz. 2
Adopcja po neapolitańsku
Część 1 Adopcja w stylu neapolitańskim Cz. 1 Działo się w roku 1990, w czerwcu, już po sesji egzaminacyjnej na uczelni, więc byłam wolna i mogłam spełnić prośbę ojca Piekarskiego z Rzymu, żeby dopomóc włoskiemu małżeństwu w załatwieniu adopcji. Rozpoznałam ich oboje na Okęciu z łatwością. Fernanda, nawet gdyby mi nie… Czytaj dalej Adopcja po neapolitańsku
Los historyka
Ile to ja lat łamałam sobie głowę nad tym, dlaczego ojciec Leonarda da Vinci nie zalegalizował syna? Pan notariusz był przecież człowiekiem wykształconym i musiał zdawać sobie sprawę z tego, jak bardzo jego syn góruje umysłem nad rówieśnikami. Podobne pytanie stawiało sobie wielu historyków przede mną. I oto wczoraj oglądam na Planete+ program poświęcony geniuszowi… Czytaj dalej Los historyka
Kącik dla duszy
O tym, jak uczeń nalegał na Mistrza, żeby mu pokazał Boga Któregoś dnia powiedziałem do mojego mistrza: – Odmawiasz mi pewnych rzeczy. – Powiedz mi, czego ci odmawiam? – Nie pokazujesz mi Boga. Może nie potrafisz tego uczynić i dlatego tylko uczysz mnie o Bogu. Odpowiedział: – Jutro rano pokażę ci… Czytaj dalej Kącik dla duszy
Moja litościwa Mama
Któregoś dnia, gdy wracałam z pracy i weszłam na klatkę schodową, zobaczyłam przed windą rozrzucone jakieś ubrania. Kiedy się im przyjrzałam bliżej, zamarło mi serce – to były ubrania mojej Mamy! Spódnica w brązową kratę, w której jeszcze wczoraj chodziła, bluzki, ulubiony niebieski sweterek … – Boże święty, co tu się stało? Weszłam do windy… Czytaj dalej Moja litościwa Mama
O małej Zosi
Kiedyś koleżanka opowiedziała mi zabawną historyjkę à propos wychowywania dzieci. Otóż jej córeczka, Zosia, miała niecałe cztery latka, kiedy pokazała, co potrafi. Któregoś dnia bawiła się w swoim pokoiku, a mama szykowała coś w kuchni. Zawołała Zosię. Cisza. – Zosiu, przyjdź do mnie, proszę. Cisza. Zawołała raz jeszcze – cisza. Wreszcie: – Zosiu, co to… Czytaj dalej O małej Zosi
O chłopcu, którego…
O chłopcu, którego na wycieczce trzeba było przywiązywać do drzewa Na imię ma Jędrek. Ma, bo żyje i sam jest już ojcem. Kiedy pijana matka biła go i wyrzucała za drzwi, nieraz sypiał na wycieraczce. Dobrze to pamięta, choć miał niecałe trzy latka, gdy trafił do Domu Dziecka. A gdy zdarzyło się, że… Czytaj dalej O chłopcu, którego…
Łyk poezji
„Był wysoki i barczysty” – napisał o swoim zmarłym przyjacielu, Romanie Brandstaetterze o. Jan Góra. „Wielka łysa głowa osadzona na potężnym torsie oddzielona była od tułowia uroczystą muszką. Bo on w ogóle był taki uroczysty na co dzień. Na starość coraz częściej nosił muszkę, twierdząc, że krawat pod brodą starzejącego się mężczyzny wygląda wprost obrzydliwie,.… Czytaj dalej Łyk poezji
Narodziny fascynacji i w drugą rocznicę pożaru katedry Notre Dame
Kartka z kalendarza Był słoneczny dzień 20 stycznia 1968 rok. Tego dnia pierwszy raz weszłam do katedry w Chartres. Oszołomiona niezwykłym pięknem witraży, zapisałam wtedy w Dzienniku: Witraże to moja miłość; piękno absolutne, aż tłumię płacz. Wszystko w nich znajdziesz: barwne tkaniny, hafty, gobeliny cekiny, granat nocnego nieba i jasny pogodny dzień. Przenikało… Czytaj dalej Narodziny fascynacji i w drugą rocznicę pożaru katedry Notre Dame